wtorek, 19 marca 2013

"Lituma w Andach" Mario Vargas Llosa



Tytuł powieści Peruwiańczyka wydawał mi się być bardzo enigmatyczny. Lituma? Hmm... To nazwisko policjanta, który zostaje przeniesiony z Piury do małej osady w Andach. Naccos leży niemal na końcu świata, dopiero powstaje tu droga, a wszyscy mieszkańcy to robotnicy zatrudnieni przy jej budowie. Lituma i jego współpracownik Tomás mają jednak sporo pracy. Naccos mieści się w centrum działania terrucos. To lewacka partyzantka, której członkowie, w imię swoich przekonań, napadają na miejscową ludność, a ze szczególnym upodobaniem na cudzoziemców, niszczą i sieją postrach. 
W ostatnich miesiącach w Naccos zginęły trzy osoby - Litumie nie daje to spokoju i próbuje za wszelką cenę odkryć przyczynę zagadkowych zniknięć. Robotnicy jednak milczą, nie ufają policjantom oraz wydają się stać pod wpływem wioskowego karczmarza Dionisio i jego żony Adriany, która opętuje ich swoimi szamańskimi zdolnościami.

Długie samotne noce w Naccos to okazja do rozmów - Tomasito opowiada o swojej miłości do Mercedes, krajanki Litumy. Ta niezwykła historia bezinteresownej miłości przeplata się z wydarzeniami w Andach. Powieść Llosy łączy wiele wątków - to nie tylko historia Tomasa i aktualne wydarzenia w Andach, to także poboczne nitki, które ukazują działania terrucos, a przede wszystkim opis gór i ich mieszkańców. Lituma w Andach wydaje się być hommage na cześć Indian, gór, kultury Peru. Dumni Indianie, nieprzystępni, skryci, surowe góry, niezrozumiałe wierzenia napawają Litumę trwogą.

Bardzo podobała mi się konstrukcja powieści - płynne mieszanie wątków, z pozoru komplikujące odbiór powieści, wcale nie utrudniało lektury, raczej ją wzbogacało. 

Niewiele moich spostrzeżeń, o tej powieści można pisać dużo więcej - wol ę napisać tak niewiele niż nic. Od kilku dni nie mogę znaleźć nawet chwili na bloga więc wybaczcie jeśli przyszłe notki będą krótkie:(

Czytałam wydanie Rebisu z 2000 roku, okładka jest z aktualnego wydania Znaku - moim zdaniem dużo ładniejsza:)

Moja ocena: 5/6

Mario Vargas Llosa, Lituma w Andach, tł. Wojciech Charchalis, 244 str., Rebis 2000.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:


6 komentarzy:

  1. Planuję zapoznać się z twórczością tego autora, bo nigdy jeszcze nie miałam okazji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tej akurat książki Llosy nie czytałam; w sumie to dziwne, zważywszy że moim olbrzymim marzeniem w latach licealnych było pojechać do Peru, a zwłaszcza w Andy.
    A jeśli chodzi o "płynne mieszanie wątków", to Llosa chyba jest specjalistą w tej dziedzinie. Bardzo to u niego lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogiem pożyczyć:)
      Mieszanie wątków jest problematyczne - czasem może lekturę tak zamotać, że nie chce się czytać. Llosa jednak robi to świetnie, na zasadzie łechatnia inteligencji czytelnika, a nie wprowadzania zamętu:)

      Usuń
    2. Dziękuję za ofertę, ale mam na miejscu koleżankę, która ma wszystko, co tylko Llosa napisał, więc sięgnę do jej biblioteczki (chyba że jakimś cudem tej książki nie ma, wówczas się uśmiechnę do Ciebie).
      Mieszać wątki trzeba umieć. Zgadzam się z Tobą, że czasem wywołuje efekt przeciwny do zamierzonego, ale u Llosy nigdy mi się to nie zdarzyło.

      Usuń
  3. Ja nie jestem wielką fanką tego autora - muszę przyznać, że zawsze się trochę męczę i nie mogę skupić, taki styl. Chociaż już od dawna nie sięgałam po żadną pozycję, może czas sprawdzić czy nadal tak reaguję na książki Llosy :)

    OdpowiedzUsuń