piątek, 30 grudnia 2016

"Mieses Karma" David Safier


Od początku wiedziałam, że ta powieść nie jest typem książek, po które sięgam dobrowolnie. Dlaczego więc po nią sięgnęłam? W zeszłym roku dostałam na urodziny drugi tom czy też kontynuację, a że nie znoszę wręcz chorobliwe czytania nie po kolei, zaopatrzyłam się w część pierwszą.

O co chodzi w Złej karmie? Bardzo popularna redaktorka programów politycznych wyrusza do Kolonii na galę rozdania niemieckiego odpowiednika naszych Wiktorów. Zostawia w domu kilkuletnią córkę świętującą urodziny oraz niepracującego męża. Kim szybko i bez sentymentów pnie się po szczeblach kariery, a nagroda ma być ukoronowaniem jej wysiłków. Niestety nie wszystko idzie po jej myśli, a sprawy przyjmują najgorszy z możliwych obrót, gdy podczas samotnej chwili na hotelowym dachu trafia w nią kawałek rozpadającej się właśnie w przestrzeni kosmicznej rosyjskiej stacji badawczej. Kim umiera i powraca na świat w postaci mrówki. Podczas reinkarnacji spotyka Buddę, który w kilku zdaniach tłumaczy jej, co się z nią stało. Kim-mrówka mieszka w mrowisku nieopodal swojej willi w Poczdamie. Z perspektywy insekta obserwuje więc swoją własną stypę oraz była najlepszą przyjaciółkę, która wydaje się zarzucać sieci na wdowca. Kim ogarnia wściekłość ale stopniowo rozpracowuje system działania reinkarnacji i karmy. Dobre działania mogą zapewnić jej reinkarnację w postaci lepszego zwierzęcia, na przykład świnki morskiej własnej córki czy cielaka, a może nawet psa. Na lepszą karmę nie jest jednak łatwo zapracować. W mrowisku jest jednak jeszcze jeden były człowiek, a konkretnie Casanova, który od setek lat powraca wciąż pod postacią mrówki. Oboje postanawiają razem zawalczyć o lepszą przyszłość.

Ta książka jest śmieszna, wiele pomysłów autora jest naprawdę udanych, kilka scen bardzo komicznych. Sięgając po nią należy mieć jednak świadomość, że służy ona tylko i wyłącznie lekkiej i przyjemnej lekturze, czystej rozrywce. To czytadło do przeczytania w jeden dzień i zapomnienia. Nie wnosi niczego w życie czytelnika i nie zapada na lata w pamięć. Nie widzę nic złego w takich książkach, ja po prostu po takie nie sięgam. Mam poczucie, że gdy sięgam po książkę i poświęcam jej czas, to chciałabym coś z niej wynieść - nowe informacje, emocje, poruszenie. Drugą część Złej Karmy także przeczytam - to w końcu prezent, ale po dalsze powieści Safiera raczej sięgać nie będę.

Moja ocena: 2,5/6

David Safier, Mieses Karma, 288 str., rororo 2008.

2 komentarze:

  1. Anonimowy4:37 PM

    Od czasu do czasu lubię przeczytać takie czytadło. Muszę przyznać, że okładka książki jest okropna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja w sumie też, choć potem zawsze czuję się tak, jakbym przeczytała wydmuszkę. Fakt, okładka ohydna, co mnie dziwi, bo Niemcy zazwyczaj mają bardzo ładne okładki.

      Usuń