piątek, 19 kwietnia 2024
"Brzuch Paryża" Emil Zola
czwartek, 18 kwietnia 2024
"Żeńska końcówka języka" Martyna F. Zachorska
wtorek, 16 kwietnia 2024
"Jezus umarł w Polsce" Mikołaj Grynberg
Kryzys uchodźczy na granicy polsko-białoruskiej trwa już kilka lat, Grynberg pojechał do wiosek położonych najbliżej i rozmawiałam z osobami, które pomagają oraz z dwoma pracownikami straży granicznej. Z tymi dwoma ostatnimi dużo trudniej było się umówić na rozmowę i przeprowadzić sam wywiad.
To rozmowy z osobami napływowymi, które zamieszkały w Białowieży, szukając spokoju i oddalenia od ludzi, ale także z miejscowymi, którzy są częścią środowiska, znają pracowników straży, policjantów, decydentów. Każda z tych osób pierwszy raz pomogła dość spontanicznie, bez głębokiego namysłu, a przede wszystkim bez świadomości tego, jakie konsekwencje je czekają. Rozmówcy opowiadają, jak pomagają, jak zaczęli, co robią, jak się zmieniło ich życie i jakie tego pomagania ponieśli konsekwencje. A jest ich wiele – od zmiany stylu życia po zespół stresu pourazowego. Grynberg pyta także swoje rozmówczynie i rozmówców o ich stosunek do Polski, o to jak się zmienił po tym, jak zaczęli pomagać.
W tych rozmowach przeplatają się także konkretne historie osobiste – osób pomagających, a przede wszystkim uchodźców. Autor pokazuje, na ile może, ich motywy, pochodzenie, wykształcenie, zachowanie. Nie, nie wybiela niczego, czasem są to kontakty bardzo pozytywne, czasem przejawiają się zachowania roszczeniowe, ale i tu Grynberg potrafi znaleźć ich przyczynę.
Co najważniejsze, autorowi udało się przeprowadzić te rozmowy z wielką delikatnością, zachowując spokój, neutralność. Stawianie tego samego zestawu pytań to ciekawy zabieg, utrzymujący ramy wywiadu, ale także pokazujący powtarzalność doświadczeń.
Trudno cokolwiek napisać o tej książce, to trzeba czytać. Koniecznie. Nie dowiedziałam się z niej wprawdzie niczego nowego, ale potwierdziła ona to, jak czuję i doświadczam świat i innego człowieka, niezależnie od kraju jego pochodzenia i koloru jego skóry.
Moja ocena: 6/6
Mikołaj Grynberg, Jezus umarł w Polsce, 320 str., Wydawnictwo Agora 2023.
niedziela, 14 kwietnia 2024
"Języczni. Co język robi naszej głowie" Jagoda Ratajczak
piątek, 12 kwietnia 2024
"Jak się starzeć bez godności" Magdalena Grzebałkowska, Ewa Winnicka
czwartek, 11 kwietnia 2024
"Broniewski. Miłość, wódka, polityka" Mariusz Urbanek
Autor w tej monumentalnej biografii przedstawia nie tylko życie poety, ale kusi się o rys epoki, zwłaszcza polityczny. Broniewski bowiem właśnie przez pryzmat polityki jest postrzegany – jako komunista, zwolennik reżimu i PRL. Tymczasem z tej książki wyłania się zupełnie inny obraz, owszem lewaka i socjalisty, ale zarazem człowieka, który próbuje odnaleźć swoją ścieżkę pod partyjnym butem. Urbanek zarysowuje lata młodości Władysława, pokazując jego pochodzenie, skupia się jednak głównie na dokonaniach wojskowych i poetyckich, nie bojąc się rozwikływania skomplikowanej sytuacji politycznej Polski i Rosji oraz umiejscawiania w niej swojego bohatera, który wszak zaliczył pobyty w więzieniu i był aktywnym uczestnikiem wojen. Nieco na drugi plan zsuwa się tu życie prywatne, które było wszak niezwykle interesujące – Broniewski był człowiekiem kochliwym, potrójnym mężem i podwójnym ojcem (jedną córkę adoptował) oraz wielbicielem wódki, która kosztowała go życie.
Przyznam, że mnie bardziej interesowała historia prywatna poety, zupełnie mi nieznana i tragiczna, naznaczona wojną i śmiercią. Urbanek świetnie wkomponował w tekst liczne wiersze – chętnie sobie je przypomniałam, oczywiście wielu nie znałam wcześniej.
Warto sięgnąć po tę książkę, bo pewnie wiele osób ma niepełny czy wręcz zakłamany obraz poety, Urbanek pomaga przedefiniować własne poglądy i spojrzeć na tę postać z szerszej perspektywy.
Moja ocena: 5/6
Mariusz Urbanek, Broniewski. Miłość, wódka i polityka, 404 str., Wydawnictwo Iskry 2011.
środa, 10 kwietnia 2024
"Ucieczka z Chinatown" Charles Yu
Ile razy przyszło wam do głowy określenie ten Azjata, gdy opisywaliście kogoś o wyglądzie wskazującym na pochodzenie z największego kontynentu? Ja przyznam, że niewiele, o ile w ogóle, bo na problem opisywany przez Charlesa Yu jestem wyczulona od dawna. Ale słyszałam je dziesiątki razy, wymiennie z ten Chińczyk.
Charles Yu to Amerykanin, którego rodzice wyemigrowali z Tajwanu i który zapewne dobrze wie, jak to jest być tym Azjatą. Ucieczka z Chinatown jest więc opowieścią o tym, jak trudno Azjatom odnaleźć swoje miejsce w amerykańskim makrokosmosie. Jeśli nie są tym Azjatą, to mogą być Typowym Azjatą lub Azjatyckim Dostawcą Jedzenia, albo Martwym Azjatą, a jeśli się jest kobietą to Azjatycką Pięknością czy Wschodnią Tajemniczą Pięknością itp. Szczytem marzeń jest osiągnięcie statusu Gościa od Kung-Fu. A gdy przekroczy się stosowny wiek, można być Starym Azjatą czy innym Mędrcem. A kulisami będzie azjatycka restauracja i nieodzowny dźwięk gongu. Nie zapomnijmy o tak ważnej umiejętności, jak mówienie po angielsku z akcentem. Sprawa wręcz nieodzowna.
Główny bohater powieści Willis Wu mimo wysiłków rodziców wpadł w tę konwencję i jego marzeniem jest zostanie Mistrzem Kung-Fu. Co jednak najciekawsze w tej powieści, to jej forma, przypominająca scenariusz filmu czy dramat. Yu gra tą konwencjąm przeskakując między planem filmowym a rzeczywistością, wplatając retrospekcje i informacje o historii chińskiej emigracji do Stanów Zjednoczonych. I bez reszty mnie takim prowadzeniem narracji ujął – bo o ile jestem podejrzliwa wobec nadmiernie przekombinowanych i przekonstruowanych powieści, to tu wszystko jest spójne, ma sens i cel. Yu kupił mnie tym stylem, wraz z nim Aga Zano, która świetnie oddała charakterystyczną frazę tej prozy.
Moja ocena: 5/6
Charles Yu, Ucieczka z Chinatown, tł. Aga Zano, 250 str., Wydawnictwo ArtRage 2022.