wtorek, 29 września 2009

"Krakowska żałoba" Monika Piątkowska


Ta książka dość długo czekała na swoją kolej. Siegając po nią nie miałam żadnych wyobrażeń, ciekawa jednak byłam powieści pani Talko. Piątkowska kompletnie mnie zaskoczyła. Otrzymałam powieść o Krakowie - ukazującą historię miasta w niemal całym dwudziestym wieku. Kraków to zdecydowanie jeden z głównych bohaterów, a znawcy miasta odkryją z pewnością wiele ciekawostek i smaczków. Piątkowska nie opisuje jednak tylko architektury i ulic miasta, sporo miejsca poświęca jego mieszkańcom, a zwłaszcza półświatkowi - roi się tu od posługaczek, burdeli, karczm, półlegalnych interesów zawieranych przy wódce i kombinatorstwa. Na tym tle opisuje życie Maurycego Opiłki - wiejskiego chłopaka, bękarta, który w wieku szesnastu lat przybywa do Krakowa, gdzie zamieszkuje u siostry. Rezolutna siosstra umieszcza brata w zakładzie fryzjerskim, by przyuczył się porządnego fachu. Maurycy wpada w krakowski półświatek, poznając Jahulca - jego szarą eminencję. Dzięki tej znajomości zbija majątek i staje się dandysem jakich mało. Maurycy paraduje w strojach z poprzedniej epoki, epatuje wiedzą na temat miasta, pisze pamiętniki, bryluje elokwencją i elegnacją, a równocześnie poszukuje ojca. Piątkowska bardzo umiejętnie i zgrabnie naszkicowała postać głównego bohatera.
Jednak sama książka mnie nie zachwyciła, i trudno było mi ją doczytać do końca. Autorka pisze barwnie, konstruuje ciekawe, długie zdania, ale niemal całkowicie unika dialogów! Taki styl pisania, mimo że ciekawy, staje się po pewnym czasie bardzo męczący. Powieść ma zadatki na utwór łotrzykowski, na przekrój krakowskiego społczeństwa, ale staje się dzięki rozbudowanej postaci źony Maurycego, powieścią o goryczy, miłości, małźeństwie i zemście. Postać Urszuli - która sama nie wiem dlaczego wyszła z Maurycego, wprowadza zupełnie odmienną nutę do książki, dla mnie jednak mało zrozumiałą. Jej motywy postępowania nie znajdują u mnie zrozumienia i wydają mi się być zbyt słabo ugruntowane. Ciekawa jestem czy ktoś jeszcze przeczytał "Krakowską żałobę"?

Monika Piątkowska, Krakowska żałoba, 428 str., WAB.

"Oskar i Pani Róża" Eric-Emmanuel Schmitt


Króciutka opowiastka w formie listów do Boga, pisanych przez chorego na raka chłopca. Do pisania listów zachęciła Oskara, odwiedzająca go w szpitalu wolontariuszka - pani Róża. Oczami dziesięciolatka nakreślone zostają problemy, z którymi borykaja się sam chłopiec jak i jego otoczenie - rodzice i lekarz. W prosty sposób Schmitt przekazuje prawdy i myśli, dotyczące umierania, świadomości losu oraz reakcji otoczenia na nieuleczalną chorobę. Lektura na godzinę, z pewnością w jakimś sensie wartościowa, może nawet poruszająca, kierująca uwagę czytelnika na trudny, często unikany temat. Nie podobała mi się jednak forma podania przez autora, zbyt zalatująca uniwersalnymi prawdami w stylu Coelho. Na półce mam jeszcze jedną książkę tego autora, dużo grubszą i odmienną tematycznie - ciekawa jestem czy potwierdzi moje wrażenia.

Eric-Emmanuel Schmitt, Oskar i pani Róża, tł. Barbara Grzegorzewska, 78 str., Znak.

piątek, 25 września 2009

"Matka ryżu" Rani Manicka


Z respektem spoglądałam na powieść malezyjskiej autorki - ponad pięćset stron drobnym drukiem odstraszało mnie od tygodni.
Wzięłam ją ze sobą na urlop, ale i tu musiała poczekać na swój czas. Jaka szkoda, że nie sięgnęłam po nią wcześniej!! Bardzo mi się podobała!
Manicka opowiada historię pewnej rodziny. Poznajemy na początku jej centralną postać - Lakshmi. Dziewczyna mieszka na Cejlonie, gdzie wraz z matką
spędza szczęśliwe dzieciństwo. W wikeu czternastu lat wychodzi za mąż za wdowca, źyjącgo w Malezji. Rezolutna dziewczyna od razu odkrywa, że jej matka
została oszukana i jej mąż nie jest tą osobą, której się spodziewała. Lakshmi nie poddaje się rozpaczy, bierze los w swoje ręce i z zapałem zabiera się do urządzania
ubogiej chatki. Manicka opisuje życie Lakshmi, jej dzieci, wnuków i prawnuczki. Nie brzmi to spektakularnie, a jednak powieść niesamowicie wciąga. Myślę, że zawdzięcza to po części swojej konstrukcji. Manicka pozwala opowiadać historię rodziny jej poszczególnym członkom. Każda relacja utrzymana jest w formie wspomnień, co pozwala snuć domysły na temat zakończenia powieści. Najwięcej relacji pochodzi od Lakshmi, ale później przeplatają je opowieści jej dzieci, wnuków. Manicka pozwala powtarzać niektóre wydarzenia, tak że czytelnik otrzymuje opisy z różnych punktów widzenia. Moim zdaniem to najciekawszy aspekt powieści.
W tle zawikłanej historii rodziny, poznajemy również wydarzenia ówczesnej Malezji. Lakshmi przybywa do kraju z początkiem lat trzydziestych XX wieku - kraju tradycyjnego, porośniętego dżunglą, kraju, w których współźyje ze sobą wiele narodowości. Najbardziej poruszające są opisy II wojny światowej i okrutnej inwazji japońskiej. Dla mnie wszystkie te fakty były szalenie ciekawe, zwłaszcza, że Malezję bardzo chętnie odwiedzam, a Kuala Lumpur należy do jednych z moich ulubionych miast.
Jednym słowem polecam!

Rani Manicka, Töchter des Monsuns, tł. Anke Caroline Burger, 512 str., Fischer.

środa, 23 września 2009

"Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" Stieg Larsson


Przeczytałam tyle pozytywnych recenzji powieści Larssona, że i wreszcie ja musiałam sięgnąć po jego pierwszą książkę. Niestety nie popadłam w zachwyt. Owszem, dobrze się czyta, Larsson skontruował ciekawą intrygę, dopracował wszstkie szczegóły, nakreslił interesujące sylwetki bohaterów.
Mamy więc Mikaela Blomkvista - dziennikarza, który właśnie przegrał proces. W jednym ze swoich artykułów oskarżył wielkiego szwedzkiego przedsiębiorcę o kombinacje finansowe. W tym właśnie momencie kontaktuje się z Mikaelem prawnik emerytowanego przedsiębiorcy z prośbą
o przyjęcie niezwykle wyjątkowej pracy. Hentrik Vanger pragnie by Blomkvist odkrył zagadkę śmierci córki jego bratanka, która zaginęła blisko czterdzieści lat temu w wieku szesnastu lat.
Sceptyczny Blomkvist przyjmuje zlecenie, które okazuje się być najdziwniejszą pracą, jakiej się dotąd oddał.
Larsson napisał blisko siedmiuusetstronicową powieść - i tu według mnie jest pierwszy szkopuł. Mimo że książkę czyta się niemal jednym tchem, to jednak zbyt wiele w niej dłużyzn, szczegółowych opisów najmniejszych detali, taki jak kupno płynu do soczewek kontaktowych. Czytelnik rejestruje te detale, sądząc, że będą one istotne później ale omyli się. Larsson tylko produkuje kolejne linijki. Nieco przypomina mi w tym styl Kinga.
Kolejnyvzabieg, który mnie irytuje to kuszenie czytelnika zdaniami w stylu - nie wiedział, że to i to kiedyś okaże się ważne albo nie wiedział, że widział tę czy tę osobę po raz ostatni. Nie przepadam za takim budowaniem napięcia na siłę, wręcz odbieram je jako odwracanie uwagi czytelnika od istoty akcji. Jeśli takie zdania wplecione są w akację dyskretnie to nie przeszkadzają mi ale u Larssona odbierałam je jako bardzo natrętne.
Nie żałuję jednak przeczytania tej książki i pewnie sięgne po kolejne dwie powieści Larssona.

Stieg Larsson, "Verblendung", tł. Wibke Kuhn, 688 str., Weltbild.

niedziela, 20 września 2009

"Kartografia" Kamila Shamsie


Raheem i Karim przyjaźnią się od urodzenia. To właściwie ich przeznaczenie - ich rodzice to zgrana paczka przyjaciół. Na pierwszy rzut oka. Trzymastoletnia Raheem odkrywa przypadkiem, że coś ważnego musiało wydarzyć się w przeszłości. Faktycznie, ojciec Raheem był zaręczony z matką Karima. Zaręczny zerwał z powodów etnicznych. Na początku lat siedemdziesiątych Pakistan znajduje się w trudnej sytuacji politycznej, w wyniku której traci wschodnią część, która stała się Bangladeszem. Podobna problematyka zaczyna dotykać Karima, Raheem i ich dwoje najbliższych przyjaciół - Sonię i Zię. Shamsie poświęca wiele miejsca na opisy sytuacji politycznej w Karachi, jej wpływu na życie mieszkańców miasta. Karachi awansuje niemal do roli bohatera książki. Najważniejsi są jednak Karim i Raheem. Rodzina Karima emigruje do Wielkiej Brytanii, a Raheem poszukuje swojego "ja". Podczas studiów w USA oraz w trakcie wakacyjnych pobytów w Karachi zbliża się do poznania tajmenicy przeszłości swoich rodziców. Im więcej staje się dla niej jasne, tym trudniejsze stają się stosunki z Karimem, który również przyjażdża do Karachi.
Książka pełna jest przemyśleń o miłości, tolernacji rasowej, wyborach i ich wpływie na życie. Dla mnie tych myśli było za dużo, powieść Shamsie odbieram jako przegadaną, przez poetyzowaną wręcz. Za dużo w niej słów. Im bardziej Shamsie mnie słowami zalewała, tym mniej słów mam ja, by jej książkę zrecenzować.
Największympozytywem była zdecydowanie możliwość poznania Pakistanu, spojrzenia na historię państwa i życie mieszkańców Karachi - tu jednak autorka ograniczyła się do klasy bogatej, do której należą jej bohaterowie.
Sama nie wiem, czy polecam? Potrafię sobie wyobrazić, że powieść może zachwycić. Moja bajka to jednak nie była.

Kamila Shsmasie, Kartographie, tł. Anette Grube, 412 str., Berliner Taschenbuch Verlag

czwartek, 17 września 2009

"Bez mojej zgody" Jodi Picoult


To moje pierwsze spotkanie z Picoult, sięgnęłam po jej książkę zachęcona recenzjami na blogach. Przypadkowo wybrałam na Tauschtickecie ten tytuł.
Picoult opisuje rodzinę Fitygeraldów - przede wszystkim trzynastoletnią Annę, która właśnie skontaktowała się z prawnikiem, ponieważ pragnie uniezależnić od rodziców decyzje, dotyczące jej zdrowia. Otóż, Anna ma dwoje starszego rodzeństwa. Brata i siostrę, która choruje na bardzo agresywną i nieuleczalną formę białaczki. Anna jest dzieckiem zaporjektowanym przez genetyków, rodzi się poniekąd po to, by ratować życie starszej siostry. Na początku chodzi tylko o krew pępowinową, gdy jednak następuje nawrót choroby, Anna poddawna jest coraz to nowym zabiegom: najpierw oddaje krew, by w końcu oddawać szpik i na końcu stanąć przed decyzją oddania siostrze nerki.
Picoult wybrała konstrukcję powieści, polegającą na tym, źe każda zaangażowana osoba opisuje swój punkt widzenia: mamy więc realcje Anny, Kate, Jessego, matki (dzięki jej wspomnieniom poznajemy całą historię rodziny i jej odczucia wobec dzieci), ojca, prawnika i przydzielonej Annie przez sąd opiekunce, której zadaniem jest ocenienie dojrzałości dziewczyny. Podczas tych opowieści poznajemy skomplikowane relacje rodzinne, które sprowadzają się zawsze do choroby Kate. Onna pozycjonuje rodzenstwo w rodzinie, ich role w środowisku, szkole, poczucie własnej wartości. Picoult wskazuje cały szereg problemów, jakie ma rodzeństwo, ciągle jednak podkreślając ogromną miłość łączącą rodzinę.
Równocześnie szkicuje jako wątek poboczny uczucie między prawnkiem i sądową opiekunką Anny. Dla mnie wątek raczej zbyteczny, odciągający od głównej problematyki i nie wnoszący do akcji niczego poza odwróceniem uwagi.
Bardzo byłam ciekawa jak się książki Picoult czyta, po tylu recenzjach, w których czytałam, że nie można się od nich oderwać. Faktycznie, to zgrabne pisarstwo, utrzymujące czytelnika w napięciu do ostatnich stron. Czytałam z ciekawością i szybko ale nie musiałam zarywać nocy, by skończyć. I mam jedno ale za to spore ale - za dużo hollywoodzkości, jakkolwiek by jej nie definiować. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że czytam scenariusz filomowy amerykańskiego wyciskacza łez. Picoult wydaje się świadomie stosować wszystkie tricki, utrzymujące czytelnika w emocjonalnym napięciu, nie odpuszcza żadnej możliwości wprowadznia dodatkowych tragicznych elementów, czego szczyt osiąga w zakończeniu. Udaje się jej to jednak całkiem dobrze, bo mimo że cały czas byłam owych zabiegów świadoma, to zakończenie wycisnęło parę łez - a nie zdarzyło mi się to od dawna!
Podsumowując wrażenia sprzeczne - na pewno książka daje do myślenia. Na temat genetyki, wychowania, stosunku do dzieci zdrowych i chorych, poprawności wyborów czy wręcz istnienia jakiegokolwiek wyboru w pewnych sytuacjach. Na pewno książka wciąga i dobrze się czyta. Jednak nie jest to wielka literatura. Pani Picoult dostanie jeszcze szansę, bo czasem odczuwam chęć przeczytania książki, o której wiem, że będzie na pewno ciekawa i wciągająca.

Właśnie czytam już czwartą książkę, dobrze, że wzięłam spory zapas lektur. A co robię poza tym, od czasu do czasu opisuję na moim drugim blogu.

Jodi Picoult, Beim Leben meiner Schwester, tł. Ulrike Wasel i Klaus Timmermann, 476 str., Piper.

niedziela, 13 września 2009

"Terapia" Sebastian Fitzek


Sebastian Fitzek opublikował swój pierwszy thriller w 2006 roku i od razu zdobył szczyt list bestsellerów. Od tego czasu powstało kilka nowych książek i uznalam, że najwyższy czas zapoznać się z tym autorem. Zaczęłam od "Terapii" - pierwszego thriller i bardzo mi się podobało. Córka znanego berlińskiego psychologa ginie bez śladu. Jej zaginięcie poprzedza kilkumiesięczna, bardzo dzwina choroba. Ojciec dziewczynki bardzo cierpi po utracie jedynej córki, rezygnuje z dobrze prosperującej praktyki. 4 lata później wyjeżdża sam na malutką wyspę na Morzu Północnym, gdzie pracując nad wywiadem dla poczytnego magazynu, pragnie ostatecznie zakończyć etap smutku i rozpocząć nowe życie. Tymczasem na morzu rozszalał się sztorm i orkan, a psychologa odwiedza niewzykle dziwna postać, która prosi go o terapię. Historia nowej pacjentki splata się z zaginięciem dziewczynki a psycholog nie jest w stanie odmówić jej terapii - pragnienie poznania losów córki jest silniejsze. Terapia zamienia się jednak w piekło....
Fitzek niezwykle umiejętnie buduje atmosferę grozy, podskórnie czułam, że czytanie tej książki samotnie, nocą nie byłoby dobrym pomysłem. Krótkie rozdziały napędzają akcję, tak że nie sposób odłożyć książki. A o rozwiązaniu zagadaki powiemj tyle, że jest niezwykle zakręcona. Widzę kilka nieścisłości ale jestem skłonna je autorowi wybaczyć i pewnie sięgnę pokolejne jego książki.

Sebastian Fitzek, Die Therapie, 332 str., Knaur

piątek, 11 września 2009

"Eve Green" Susan Fletcher


Zagubiona walijska wioska, gospodarstwo położone na jej krańcu, na stromym wzgórzu, wydarzenia widziane oczami ośmiolatki. Fletcher prowadzi czytelnika w odrębny mikrokosmos wioski, w której wszyscy się znają, wszsycy o wszystkich wiedzą i w której nagle zawitała rudowłosa ośmiolatka o nietypowym imieniu. Eve własnie straciła matkę w Birmingham i została zaiweziona do dziadków, u których rozpoczyna nowy rozdział swojego życia. Poznaje wioskowy świat i próbuje odkryć swoją tożsamość. Szuka śladów ojca, którego nigdy nie poznała ale po którym odziedziczyła temperamenti ogniste włosy; poznaje wioskowego szaleńca i zaznaje smaku miłości. Wioskowe życie zmienia się gdy ginie wioskowa piękność - dwunastoletnia Rosie. W jaki sposób Eve zamieszana jest w jej zniknięcie przeczytajcie sami.
Fletcher opowiada językiem niezbyt wyrafinowanym, jednak nie można jej odmówić poetyckości i lekkości. Opowieść ośmioletiej Eve przeplata wspomnieniami snutymi przez tę samą Eve, ale dwudziestodziewięcioletnią, stojącą tuż przed porodem pierwszego dziecka. Pomalutku odkrywa ona przed czytelnikiem tajemnice jej życia.
Lektura przyjemna, symaptyczna, w moim odczuciu trochę zbyt dużo tu patetycznych słów na temat miłości.

Susan Fletcher, Eve Green, tł. Stefanie Schaffer-de Vries, 349 str., BTV

wtorek, 8 września 2009

Urlop

Jutro wyjeżdżam na nieco ponad trzy tygodnie, naturalnie zaopatrzona w odpowiednią ilość książek. Nie piszę jakich, bo mam nadzieję regularnie zamieszczać recenzje.
Życzę wam słonecznego początku jesieni!

"Neues von der Elfenfront. Die Wahrheit über Island" Wolfgnag Müller


Wolfgang Müller jest postacią nietuzinkową - artystą, performerem i niepoprawnym wielbicielem Islandii. W swojej książce opisuje w wielu rozdziałach rozmaite islandzkie ciekawostki i fenomeny. Znaleźć tu można informacje o typowych islandzkich potrawach, o wspólnocie pogańskiej, o islandzkich homoseksulaistach, o faunie, o języku czy o położonym w pobliżu koła polarnego muzeum sztuki. Najwięcej jednak informacji znajdzie czytelnik o elfach - wyraźnej fascynacji autora oraz o jego własnych projektach i sztuce. Moim zdaniem zdecydowanie za dużo tu elfów i Wolfganga Müllera właśnie, momentami autor ociera się o granice samouwielbienia. Wielu Islandczykom z pewnością nie spodobałby się również fakt dominacji tematyki elfów i sprowadzania istoty tej wyspy właśnie to pogan, elfów i dawnych wierzeń.
Niemniej Müller przeprowadza kilka ciekawych dialogów ze znanymi Islandczykami, opisuje autentyczne islandzkie kurioza i w ten sposób przybliża specyfikę tego malutkiego kraju. Myślę, że książka spodoba się osobom zafascynowanym Islandią, u mnie nie wniosła nic odkrywczego.

Wolfgang Müller, Neues von der Elfenfront. Die Wahrheit über Island, 307 str., suhrkamp.

Portret autora - Émile Zola

We wrześniu minie 107 rocznica jego śmierci, więc myślę, że to dobra chwila na przybliżenie sylwetki Emila Zoli. Bo kto o nim nie słyszał? Każdemu kołacze się coś o aferze Dreyfusa, naturalizmie ale podejrzewam, że jednak niewiele osób sięgnęło po książki Zoli.
Ja Zolę odkryłam gdzieś w połowie liceum. Przeczytałam "Germinal" i Zola stał się moim ulubionym pisarzem, a naturalizm i realizm moimi ulubionymi nurtami literackimi. Teraz niekoniecznie wysuwałabym Zolę na pierwsze miejsce wśród ulubionych pisarzy ale nadal preferuję książki naturalistyczne, realne, mieszczące się stylistycznie bardzo daleko od poezji.
A jak dalej przebiegała moja znajomość z Zolą? Jeszcze przed przeczytaniem "Germinalu" czytałam jedną z moich ukochanych książek młodzieżowych - "Podlotki" Aleksandry Brusztein (kto o niej pamięta?), gdzie afera Dreyfusa była analizowana przez główną bohaterkę. Zola zaangażował się w ową sprawę, publikując list "Oskarżam", w którym ostro krytykował skazanie oficera Dreyfusa oraz rząd ówczesnej Francji.
Co jednak najważniejsze Zola uważany jest za prekursora naturalizmu. Jego najsłynniejsze książki to dwudziestotomowy cykl "Rougon-Macquartowie. Historia naturalna i społeczna rodziny za Drugiego Cesarstwa". Autor pracował nad cyklem od 1871 do 1893 roku. Zola opisuje w każdym z tomów perypetie członków wielkiej rodziny Rougon-Macquartów. Są to osoby z różnych szczebli drabiny społeczenej, a na podstawie ich życia Zola pragnął udowodnić swoją tezę, iż los człowieka w dużej mierze determinowany jest przez pochodzenie i środowisko. Dla całej rodziny autor sporządził drzewo genealogiczne i choć każdy z tomów można czytać oddzielnie, znajomość powinowactw między poszczególnymi bohaterami niewątpliwie wzbogaca lekturę. Przede wszystkim zwrócić należy uwagę na powracanie w rodzinie dziedzicznej choroby psychicznej, która w różnych sposób ma wpływ na osoby przez nią dotknięte.
Po przeczytaniu "Germinalu" bardzo chciałam zapoznać się z innymi tomami cyklu. Pamiętam, że udało zodbyć mi się jedynie "Wszystko dla pań" oraz "Nanę", a już na studiach wyszukałam w bibliotece uniwersyteckiej zaledwie dwie czy trzy dalsze książki. Tak więc czytanie cyklu musiałam porzucić po przeczytaniu zaledwie siedmiu tomów. Gdy zamieszkałam w Niemczech kupiłam na ebayu wszystkie tomy z zamiarem odświeżenia już znanych i przeczytania pozostałych. Dotąd tych planów nie wykonałam. Myślę jednak, że będzie to kolejne moje prywatne wyzwanie. Ciekawa jestem czy znajdzie się choć jedna osoba, która do mnie dołączy?
A może zajrzycie do innych książek Zoli, np. do "Teresy Raquin" - objętościowo o wiele szczpulejszej ale również dającej pogląd na twórczość autora.
Ciekawa jestem czy znajdzie się choć jedna osoba, dzieląca moje naturalistyczne zamiłowanie?

Źródło zdjęcia: www.wikipedia.de

poniedziałek, 7 września 2009

"Psy z wieży Babel" Carolyn Parkhurst


Paul - językoznawca nagle traci żonę. Wraca do domu i odnajduje ją martwą, pod drzewem w ich ogrodzie. Policja odhacza sprawę jako wypadek ale Paul nie jest o tym przekonany. Zaczyna prowadzić prywatne śledztwo, w którym główną personą staje się suczka Lorelei. Paul postanawia nauczyć ją mówić, by dowiedzieć się, co się stało z ukochaną żoną. Autorka opisuje poczynania Paula w krótkich rozdziałach, przeplatając je opowieścią o historii poznania i małżeństwa Paula i Lexy. Paul coraz bardziej pogrąża się w swoich, bezowocnych, badaniach nad psią mową, zaniedbując siebie, znajomych i dom.
I więcej nie napiszę, bo ta książka to zaledwie czytadło na dwa wieczory. Dość zgrabnie napisane ale ani wyjątkowo odkrywcze, ani szczególnie wciągające. Dla wielbicieli psów może być interesujące. Denerwowała mnie bardzo jedna rzecz: Paul zwraca się do suczki alias "dziewczynka", co pewnie jest dosłownym tłumaczeniem zwrotów typu "good girl" ale w moich uszach brzmi w języku polskim niezmiernie sztucznie.

Carolyn Parkhurst, Psy z wieży Babel, tł. Jan Karłowski, 255 str., Rebis.

niedziela, 6 września 2009

"Weźmisz czarno kure" Andrzej Pilipiuk


Pilipiuk stwarza całkiem odrębny świat - zapadłej wiochy, gdzieś we wschodniej Polsce, w której mieszkają tępi mieszkańcy, wierzący w zabobony i chlejący wódę. Najbardziej poważanym mieszkańcem jest egzorcysta-amator i znany bimbrownik Jakub Wędrowycz. Na pierwszy rzut oka nie brzmi to zbyt ciekawie ale napradwę całkiem przyjemnie się czyta. Pilipiuk nie szczędzi ironii, z przymrużeniem oka opisuje wioskowe życie i przygody Jakuba. Cała książka to właściwie zbiór opowiadań o Jakubie, który wplątany jest ciagle w afery polityczne, w których zmienia bieg historii. Jeśli nie zajmuje się polityką, to walczy z prawem w trakcie rozpraw sądowych, rżnąc wioskowego głupa i wypierając się zarzucanych czynów w żywe oczy. Ewentualnie poświęca się swojej profesji egzorcysty, trafiając na wampirów czy inne nadprzyrodzone siły. Nie muszę chyba pisać, że Jakub mimo niestworzonych pomysłów, zawsze wychodzi z kłopotów obronną ręką:)
Pilipiuk przemyca w swoich historiach obserwacje współczesnego świata i uniwersalne prawdy. Nie jest natrętny, mam wręcz wrażenie, że głównym celem jego pisarstwa jest to, by czytelnik dobrze się bawił.
To moje pierwsze spotkanie z Wędrowyczem ale potrafię sobie wyobrazić, że jest on pewnie postacią kultową.
Jeśli będzie okazja, to chętnie przeczytam inne książki Pilipuka.

Andrzej Pilipiuk, Weźmisz czarno kure, 334 str., Fabryka.

piątek, 4 września 2009

"Szczelina" Doris Lessing


Autorka przenosi nas w czasy Rzymu, za panowania Nerona. Wiekowy senator i historyk otrzymuje dokumenty, opisujące kulturę Szczelin i Potworów - protoplastów ludzkości. Na podstawie owych dokumentów próbuje stworzyć obiektywną opowieść.
Lessing preznetuje rewolucyjną teorię powstania ludzkości, według której jaskinie na brzegu pewnej wyspy zaludniały tylko kobiety - Szczeliny. Zapładniane przez księżyc, morze czy wielką rybę rodziły tylko dziewczynki. Nie szukały nowości, nie wybierały się wgłąb wyspy - leniwie spędzały dni w znanym środowisku. I trwało by to pewnie dłygo, gdyby nie zaczęli się rodzić chłopcy, czyli Potwory. Zaszokowane Szczeliny brutalnie pozybywały się męskich niemowląt do czasu gdy cgłopcy, którzy przeżyli założyli wioskę w głębi wyspy.
Lessing opisuje życie obu grup, ich wspólne kontakty i powstawanie pierwszej wspólnej społeczności. Nie jest to jednak tylko suchy opis a doskonała analiza osbowości, psychiki i zachowania kobiet i mężczyzn. Lessing wskazuje różnice w myśleniu, zachowaniu, pojmowaniu świata, opisuje wynikające z nich animozje i problemy. Starając się zachować obiektywzim, nie unika satyry i ironii. Momentami powieść wydaje się być satyrą społeczeństwa współczesnego.
Temat stary jak świat, możnaby powiedzieć. Autorce jednak udaje się podejść do niego z niespotykaną świeżością - ogromną rolę odgrywa tu na pewno jej nowatorskie spojrzenie na powstanie świata ale także ciekawa konstrukcja powieści.
Narrator - rzymianin - nie może powstrzymać się jednak od komentarzy (podkreśla swoje męskie stanowisko i chęć zachowania obiektywizmu) oraz do odwołań do wspóczesnego mu społeczeństwa. Tak więc poznajemy jego sytuację życiową, gdy wyciąga paralele między Szczelina i Potworami, a własną córką i synem.
Doskonale czytało mi się tę książkę. Podejrzewam, że gdybym znała jej treść wcześniej nie sięgnęłabym raczej po ten tytuł, a jednak, moim zdaniem, warto.

Wraz z przeczytaniem tej powieści skompletowałam już wszystkich noblistów naszego (jeszcze niepełnego) dziesięciolecia:)

Doris Lessing, Szczelina, tł. Anna Dobrzańska-Gadowska, 270 str., Świat Książki.

środa, 2 września 2009

"Mogę odejść, gdy zechcę" Young-ha Kim


Przedziwna książka. Niby cieniutka i niepozorna ale niesie ze sobą dużo treści, niedomówień, impulsów. Główny bohater ma bardzo nietypowe zajęcie - pomaga osobom, mającym problem, zorganizować własne samobójstwo. Perwersyjne, prawa? Zastanawiam się skąd pomysł aktora, na taką powieść.
Autor skutecznie miesza wątki i bohaterów oraz czas akcji, czym potrafi nieźle zakręcić czytelnika. Każda z kreowanych przez niego postaci jest dziwna, nietypowa, tajemnicza - bohaterowie niewiele o sobie wiedzą. I każda jest samotna: Judith z lizakiem w buzi, kochanka dwóch braci K. i C., Mimi - słynna performerka oraz dziewczyna z Hong Kongu, która wymiotuje po wypiciu wody. Każda z tych osób spotyka narratora, który delikatnie aprowadza dziewczyny na jedno słuszne rozwiązanie, dające kres mękom życia i samotności.
Smutna i treściwa to książka ale warto po nią sięgnąć i warto zagłębić się w pokręcone myśli bohaterów, w ich refleksje o życiu.

Young-ha Kim, Mogę odejść, gdy zechcę, tł. Anna Kaniuka, 135 str., Vesper.

"Senność" Wojciech Kuczok


Bardzo mi się podobało! Przede wszystkim styl Kuczoka - jego długaśne ale nie przydługie zdania, jego zaskakujące porównania i dobór słów sa rewelacyjne. Mogłabym czytać i czytać, rozkoszując się tylko stroną językową.
A tu i treść dobra. Troje bohaterów zatopionych w śnie - dosłownie lub przenośnie, ale żyjących w jakimś letargu.
Świeżo upieczony lekarz Adam, nieśmiały, zależny od rodziców, uwikłany w zależności, postanawia się usamodzielnić i znaleźć kochanka.
Wypalony pisarz Robert zaplątany w chore małżeństwo z córką znanego (i prymitywnego) politka i fanatyczką pewnej rozgłośni radiowej, który dowiaduje się o śmiertelnej chorobie.
I Róża - słynna aktorka, żona toksycznego Pana Męża, który wyznaje kult pieniądza, cierpiąca na narkolepsje.
Każda postać ma inny bagaż doświadczeń, a jednak w wielu kwestiach są podobne. Kuczok umiejętnie splata ich losy, by wskazać możliwość dalszej drogi.
Co bym nie napisała o tej książce, zabrzmi banalnie. Po prostu warto przeczytać!

Wojciech Kuczok, Senność, 248 str., WAB.