czwartek, 17 września 2009

"Bez mojej zgody" Jodi Picoult


To moje pierwsze spotkanie z Picoult, sięgnęłam po jej książkę zachęcona recenzjami na blogach. Przypadkowo wybrałam na Tauschtickecie ten tytuł.
Picoult opisuje rodzinę Fitygeraldów - przede wszystkim trzynastoletnią Annę, która właśnie skontaktowała się z prawnikiem, ponieważ pragnie uniezależnić od rodziców decyzje, dotyczące jej zdrowia. Otóż, Anna ma dwoje starszego rodzeństwa. Brata i siostrę, która choruje na bardzo agresywną i nieuleczalną formę białaczki. Anna jest dzieckiem zaporjektowanym przez genetyków, rodzi się poniekąd po to, by ratować życie starszej siostry. Na początku chodzi tylko o krew pępowinową, gdy jednak następuje nawrót choroby, Anna poddawna jest coraz to nowym zabiegom: najpierw oddaje krew, by w końcu oddawać szpik i na końcu stanąć przed decyzją oddania siostrze nerki.
Picoult wybrała konstrukcję powieści, polegającą na tym, źe każda zaangażowana osoba opisuje swój punkt widzenia: mamy więc realcje Anny, Kate, Jessego, matki (dzięki jej wspomnieniom poznajemy całą historię rodziny i jej odczucia wobec dzieci), ojca, prawnika i przydzielonej Annie przez sąd opiekunce, której zadaniem jest ocenienie dojrzałości dziewczyny. Podczas tych opowieści poznajemy skomplikowane relacje rodzinne, które sprowadzają się zawsze do choroby Kate. Onna pozycjonuje rodzenstwo w rodzinie, ich role w środowisku, szkole, poczucie własnej wartości. Picoult wskazuje cały szereg problemów, jakie ma rodzeństwo, ciągle jednak podkreślając ogromną miłość łączącą rodzinę.
Równocześnie szkicuje jako wątek poboczny uczucie między prawnkiem i sądową opiekunką Anny. Dla mnie wątek raczej zbyteczny, odciągający od głównej problematyki i nie wnoszący do akcji niczego poza odwróceniem uwagi.
Bardzo byłam ciekawa jak się książki Picoult czyta, po tylu recenzjach, w których czytałam, że nie można się od nich oderwać. Faktycznie, to zgrabne pisarstwo, utrzymujące czytelnika w napięciu do ostatnich stron. Czytałam z ciekawością i szybko ale nie musiałam zarywać nocy, by skończyć. I mam jedno ale za to spore ale - za dużo hollywoodzkości, jakkolwiek by jej nie definiować. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że czytam scenariusz filomowy amerykańskiego wyciskacza łez. Picoult wydaje się świadomie stosować wszystkie tricki, utrzymujące czytelnika w emocjonalnym napięciu, nie odpuszcza żadnej możliwości wprowadznia dodatkowych tragicznych elementów, czego szczyt osiąga w zakończeniu. Udaje się jej to jednak całkiem dobrze, bo mimo że cały czas byłam owych zabiegów świadoma, to zakończenie wycisnęło parę łez - a nie zdarzyło mi się to od dawna!
Podsumowując wrażenia sprzeczne - na pewno książka daje do myślenia. Na temat genetyki, wychowania, stosunku do dzieci zdrowych i chorych, poprawności wyborów czy wręcz istnienia jakiegokolwiek wyboru w pewnych sytuacjach. Na pewno książka wciąga i dobrze się czyta. Jednak nie jest to wielka literatura. Pani Picoult dostanie jeszcze szansę, bo czasem odczuwam chęć przeczytania książki, o której wiem, że będzie na pewno ciekawa i wciągająca.

Właśnie czytam już czwartą książkę, dobrze, że wzięłam spory zapas lektur. A co robię poza tym, od czasu do czasu opisuję na moim drugim blogu.

Jodi Picoult, Beim Leben meiner Schwester, tł. Ulrike Wasel i Klaus Timmermann, 476 str., Piper.

2 komentarze:

  1. chyba słyszałam o takim przypadku wykorzystywania genetycznie dzieci, w celu uratowania ich rodzeństwa. Dość głośna sprawa była właśnie niedawno w Stanach, o ile się nie mylę. Książka musi poruszać naprawdę bardzo ważne, etyczne problemy, dlatego z chęcią po nią sięgne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do Jodi mam mieszane uczucia, jesem po 2 jej książkach. Wciągają, nie da się ukryć i dobrze się je czyta, ale trochę pod cyztadła podchodzą;/ Ten tytuł jednak mam na półce i czeka na swój czas:)

    OdpowiedzUsuń