poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Stosikowe losowanie - runda 5/2011

Zapraszam do zgłaszania się do rundy 5. Pary rozlosuję 1 maja.
Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.
2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.
3. Wylosowaną książkę należe przeczytać do końca miesiąca.
4. Mile widziana recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.
5. Podsumowanie do wszystkich link wraz z linkami znajduje się w zakładkach u góry strony.
6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną częścią cyklu, można zacząć czytanie od pierwszego tomu.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaną liczbą książek w stosie.

sobota, 23 kwietnia 2011

Życzenia

Kochani czytelnicy mojego bloga - przyjmijcie ode mnie jak najcieplejsze życzenia świąteczne. Życzę wam dużo słońca, wypoczynku, spokojnych, refleksyjnych chwil oraz pięknych zajączkowych prezentów. Równocześnie życzę wam z okazji dzisiejszego Światowego Dnia Książki mnóstwa ekscytujących oraz wzbogacająych lektur.
Zdjęcie pochodzi z Wikipedii.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

"Liebe Isländer" Huldar Breiðfjörð


Huldar mieszka w Reykjaviku, intensywnie oddaje się życiu nocnemu oraz podróżuje często i chętnie za granicę. Islandia nie bardzo go interesuje, aż pewnego dnia dochodzi do wniosku, że chce "napakować" w siebie tyle Islandii, ile tylko się da, by pokochać na nowo ojczyznę. Postanawia objechać wyspę słynną drogą ciągnącą się dokoła niej, wzdłuż wybrzeża. Wyprawę planuje na dwa najbardziej islandzkie miesiące czyli styczeń i luty.

Podróż ma nie tylko pomóc na nowo odkryć uroki Islandii lecz także mieć na celu "obudzenie się". Huldar ma dość codziennego szarego życia, tych samych knajp, tej samej muzyki, tej samej nudnej gadki z kumplami. Czas odkryć siebie na nowo. Przed rozpoczęciem wyprawy musi jednak załatwić jeszcze jedną ważną sprawę - znaleźć odpowiedniego towarzysza podróży czyli samochód. Po długich poszukiwaniach udaje mu się kupić samochód z charakterem - volvo, który będzie służył także jako miejsce do gotowania i spania. Haldur wyrusza najpierw w kierunku fjordów zachodnich.
Ta część podróży zajmie także większość książki - warunki pogodwe okazują się być fatalne, Huldar walczy ze śnieżycą, gołoledzią, porywistym wiatrem, ciemnością, jadąc wąską, dziurawą drogą na skraju fjordu. Dla takiego mieszczucha jak on to prawdziwa szkoła życia.

Walka z materią i pogodą to główny temat opisów Huldara - dzięki wyjątkowemu volvo przedziera się dalej i dalej przez najbardziej kapryśne zmiany pogody, urwiste zbocza, skaliste doliny i brzegiem fjordu. Zawsze sam, często bez dostępu do sieci, bez możliwości noclegu i w ciemności.

W czasie swojej wyprawy Huldar planował odwiedzić jak najwięcej miejscowości i zagubionych w dolinach gospodastw, planował rozmowy z prostymi Islandczykami, by ułatwić sobie nawiązywanie kontaktów zabrał ze sobą książki, które planował sprzedawać.
Jego głównym punktem programu w każdej miejscowości jest odwiedzenie kiosku i wypicie kawy. Często to jedyne miejsce, gdzie spotyka ludzi, gdyż targane wichurą ulice świecą pustkami.
Mimo wielkich planów licznych rozmów, Huldar do samego końca podróży ma problemy z prowadzeniem niewymuszonej konwersacji z ludźmi mieszkającymi na pustkowiu. Ciągle na nowo zdumiewa go fakt, że mieszkańcy najbardziej odległych wiosek nie cierpią z powodu samotności i nie odczuwają braku wielkomiejskiego gwaru. Reykjavik to dla Islandczyków wielkie miasto mimo iż ma zaledwie niecałe 120 tys. mieszkańców.

Podczas wyjątkowej zawieruchy Huldar spędza kilka dni w pensjonacie nad jeziorem Mývatn, w czasie których próbuje zdefiniować sens swojego życia oraz dotrzeć do własnego ja. Próby te nie prowadzą go do żadnych odkrywczych teorii, a raczej do spędzenia nocy przed telewizorem w pokoju klubowym. Należy dodać spędza tę noc nago, a rankiem, gdy zastaje go tam gospodyni plącze się w wyjaśnieniach.
Książka Huldara bowiem nie jest żadnym poważnym traktatem o miłości do ojczyzny i odkrywaniu własnego jestestwa, a raczej uroczo dowcipnym wyznaniem miłości do Islandii. Spostrzeżenia Huldara na temat Islandczyków są przekomiczne, opisy ich rozmów niezwykle ironiczne i zabawne, a potknięcia i gafy jego samego zachwycają autoironią. Huldar odkrywa piękno kraju dopiero na ostatniej prostej czyli w południowej części trasy, ale tak naprawdę cała jego książka to hymn pochwalny Islandii. Gdzie można spotkać tak dziwnych ludzi, tak humorzastych bogów pogody, tak zdumiewające cuda natury i tak karkołomne drogi?
Zachęcam miłośników Islandii do przeczytania tej książki - na pewno was zachwyci i narobi smaka na wizytę w tym kraju.

Moja ocena: 5/6

Huldar Breiðfjörð, Liebe Isländer, tł. Gisa Marehn, 219 str., Aufbau Verlag.

sobota, 16 kwietnia 2011

"Ręka, której nie kąsasz" Ornela Vorpsi


Z ogromną ciekawością sięgnęłam po tę książkę, zwłaszcza, że było to moje pierwsze spotkanie z literaturą albańską. Spotkanie zdecydowanie udane.

Główna bohaterka, najpewniej alter ego autorki, wemigrowała z Albanii i mieszka w Paryżu. Stamtąd wybiera się na Bałkany, przede wszystkim, by odwiedzić choergo przyjaciela w Sarajewie. "Ręka, której nie kąsasz" z powieścią niewiele ma wspólnego, wszak jej fabułę można streścić w jednym zdaniu. Vorpsi wykorzystuje opis podróży, by zawrzeć w swej książce mnóstwo przemyśleń, rozważań, notek, spostrzeżeń oraz wspomnień z lat spędzonych w Tiranie.
Odbieram ten utwór jako próbę określenia tożsamości emigrantki. Bohaterka mieszka wprawdzie w Paryżu ale nie czuje się tam całkiem dobrze. Będąc jednak na Bałkanach odlicza dni do powrotu. Odszukuje zapachy, smaki, kolory znane jej z dzieciństwa, ale czuje, że już do nich nie przynależy.
Vorpsi świetnie potrafi uchwycić krótkie scenki, jakie obserwuje na ulicach Sarajewa, przedstawić je czytelnikowi bez jakiegokolwiek komentarza, wprawić w zdumienie i zachęcić do własnych przemyśleń.
Żałuję, że podczas lektury nie miałam karteczek, by zaznaczyć niektóre fragmenty i spostrzeżenia - wiele z nich wydało mi się być bardzo trafnymi, choćby to:

"Teraz jestem zupełną cudzoziemką. Kiedy jest się tak bardzo cudzoziemką, patrzy się na wszystko inaczej niż ktoś, kto pozostaje wewnątrz. Czasami fakt, że jesteśmy skazani na patrzenie z zewnątrz, napełnia nas wielką melancholią."

Chętnie sięgnę po "Kraj, gdzie nigdy się nie umiera", bo ta książka pozostawiła we mnie niedosyt - 86 stron to zdecydowanie za mało.

Moja ocena: 4,5/6

Ornela Vorpsi, Ręka, której nie kąsasz, tł. Joanna Ugniewska, 86 str., Wydawnictwo Czarne

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

"Cecylka Knedelek i poletko truskawek" Joanna Krzyżanek, Marcin Ciseł


Jest gdzieś sielska i pełna kolorów wioska, zamieszkana przez barwne i roześmiane postacie - to Stare Knedelkowo. Trafiłyśmy do niegp dzięki Sarze, a poznawanie wioski i jej mieszkańców rozpoczęłyśmy od lektury "Cecylki Knedelek i poletka truskawek".

Cecylka Knedelek to rezolutna mieszkanka tej uroczej wioski, która z radością i werwą przygotowuje się do tygodniowego zbioru truskawek. Nie tylko ona czeka z niecierpliwością na rozpoczęcie truskawkowych żniw. Wszyscy mieszkańcy wioski szykują się na to wydarzenie.


Ich radości nie dzieli tylko przyjaciółka Cecylki - gąska Waleria, która wyrusza na wczasy. Walerii jednak od truskawek nie uda się wywinąć, a jak to się stało przeczytajcie sami:)

Najważniejszą część książki stanowią jednak truskawkowe przepisy. Są tu przepisy całkiem proste, na przykład na koktajl czy truskawkowe miseczki, a także przepisy nieco bardziej skomplikowane, w których przygotowanie będzie musiał zaangażować się także rodzic. Z zachwytem przejrzałyśmy wszystkie. Pięciolatka poczyniła już szczegółowe plany na truskawkowy sezon, a ja się cieszę na wspólne kucharzenie, które bardzo lubimy (pod warunkiem, że młodszy brat nie przeszkadza:).



Jesteśmy oczarowane ilustracjami Marcina Cisła, graficznym przedstawieniem przepisów oraz fotografiami. Książka ma świetną oprawkę ze skrzydełkami, na których wewnętrznej stronie mieszczą się truskawkowe okulary do wycięcia i złożenia. A jeśli nie chcemy ich wycinać, można używać skrzydełek jako zakładek. Po przeczytaniu tej książki, od razu kupiłyśmy (a właściwie babcia kupiła) tę książkę:


To lektura na wiele dni i tygodni, na pewno podzielimy się z wami wrażeniami. Jako przedsmak chcemy pokazać wam jak wygląda Stare Knedelkowo:


Joanna Krzyżanek, Marcin Ciseł, Cecylka Knedelek i poletko truskawek, 59 str., Wydawnictwo Jedność.

niedziela, 10 kwietnia 2011

"Zjadanie zwierząt" Jonathan Safran Foer


Gdy autorowi książki rodzi się syn, zaczyna on zastanawiać się nad jakością i pochodzeniem spożywanego przez młodą rodzinę jedzenia. Rozważania te stają się przyczynkiem do dogłębnych badań, podróży po hodowlach zwierząt w Stanach Zjednoczonych oraz powstania tej książki.

Pierwsza część poświęcona jest wspomnieniom Safrana Foera - opisuje on wspólne rodzinne obiady u babci, na których mięso odgrywało centralną rolę, powołuje się na społeczny kontekst wspólnych posiłków oraz stopniowo co raz częściej porusza aspekt jedzenia zwierząt. Autor rozważa zasadność spożywania zwierząt, zahaczając o kwestię ich chowu, żywienia i zabijania. Te początkowe sto stron stanowią niejakie wprowadzenie do głównej części książki, gdzie autor szczegółowo opisuje masową hodowlę oraz sposób zabijania kur, świń, krów i ryb.

Safran Foer bardzo stara się zachować obiektywizm. Pozwala na wypowiedzi osób o różnych poglądach. Są tu słowa pracowników rzeźni, farmerów, prowadzących gospodarstwa, w których zwierzęta żyją w zgodzie z naturą, aktywistów organizacji przeciwnych masowej hodowli zwierząt oraz wegetarian czy wegan. Wraz z nagromadzeniem faktów obiektywizm autora się zmniejsza - trudno pozostać obojętnym wobec przytaczanych danych. Okrutne warunki hodowli zwierząt, ciasnota czy okrucieństwo pracowników rzeźni poruszą (chyba) każdego do głębi.
Celem książki jednak nie jest jednak epatowanie okrucieństwem czy też nawoływanie do wegetarianizmu, lecz wyraźne uświadomienie w jaki sposób pozyskiwane jest mięso, które możemy kupić w sklepie. Foerowi zależy na tym, by każdy wiedział skąd ono pochodzi, jak zwierzęta były traktowane i zabijanie. Te wiadomości mają zmusić wręcz do przemyślenia własnej decyzji nie tyle o jedzeniu mięsa, co o wspieraniu, poprzez zakup taniego mięsa, masowej hodowli.
Autor podjął decyzję najradykalniejszą - postanowił zrezygnować z jedzenia mięsa całkowicie. W "Eating animals" opisuje także konsekwencje tej decyzji - choćby na podstawie jedzenia obowiązkowego indyka w Thanksgiving.

Fakty przytaczane przez Foera dotyczą realiów amerykańskich, w nielicznych przypadkach zaznacza on różnice z hodowlą w Europie. Dla mnie bardzo przekonywujące są liczne przypisy, wskazujące na pochodzenie danych. Niemieckie wydanie, które czytałam, zawiera niewielki aneks, opisujący sytuacje zwierząt hodowanych masowo w Niemczech.

Książka ta bardzo dobrze wpisała się w moje aktualne przemyślenia. Po urodzeniu pierwszego dziecka, ponad pięć lat temu, radykalnie przeorganizowałam nasz sposób żywienia. Zrezygnowaliśmy ze wszystkich półproduktów, zaczęliśmy sami piec chleb i robić jogurt, niezmiernie rzadko kupowaliśmy kolorowo-sztuczne produkty. Po urodzeniu drugiego dziecka zaczęłam jeszcze bardziej radykalizować nasze żywienie - większość zakupów pochodzi z upraw biologicznych, staram się kupować warzywa i owoce sezonowe, hodowane ekologicznie i w naszych okolicach. Ciągle jednak pozostawała kwestia mięsa (które jadamy dość rzadko, ale jednak nadal pojawia się w naszym jadłospisie) - chciałam mieć pewność, że zwierzęta nie cierpiały za życia, ani w rzeźni. Mięso w plastikowych pudełkach jakie sprzedawane jest w supermarketach zaczęło mnie brzydzić już jakiś czas temu. "Eating animals" pomogło mi przemyśleć i usystematyzować moje nastawienie do jedzenia, a szczególnie do mięsa. Myślę, że jego ilość jeszcze bardziej zredukuję. Wreszcie znalazłam miejsce, gdzie będę zamawiać mięso, odpowiadające moim wymaganiom. Nie wyobrażam sobie już zamówienia dania mięsnego w restauracji - od razu przed oczami mam obrazy z rzeźni.

Kilka słów chciałabym poświęcić jeszcze samej książce. Nie podoba mi się ani styl autora, ani konstrukcja powieści. Pierwsza chaotyczna część niemal zniechęciła mnie do dalszej lektury. Bardzo nie lubię nieuporządkowania oraz zahaczania o tematy, by je znów porzucić. Denerwowały mnie ekskursy o babci autora, moim zdaniem nic nie wnoszące do lektury. Te pierwszych sto stron skróciłabym do jednego rozdziału. Cała konstrukcja książki jest niestety bardzo "bestseller-like" (przepraszam za to sformułowanie, ale nie przychodzi mi do głowy żadne inne, które lepiej oddałoby moje odczucia) - nie potrafię wyzbyć się odczucia, że autor i wydawca celowo wybrali taką formułę książki (krótkie rozdziały, osobiste ekskursy, wytłuszczenie haseł dużą czcionką, graficzne przedstawienie niektórych faktów), by dotrzeć do jak największej liczby czytelników, co samo w sobie nie jest złym celem, ale nic nie poradzę, że mnie niezmiernie drażni. Zachwyciła mnie za to okłada - moim zdaniem naprawdę świetna.

Niemniej to książka, którą należy przeczytać dlatego tym razem oceny nie będzie.

Jonathan Safran Foer, Tiere essen, tł. Isabel Bogdan, Ingo Herzke, Brigitte Jakobeit, 392 str., Kiepenhauer & Witsch

"Bajki krasonludka Bajkodłubka", "Bajki mamy Wrony" Małgorzata Strzałkowska, Jona Jung


Odkryłyśmy wspaniałe książki do nauki czytania! Ten temat jest u nas aktualny od dawna, Pięciolatka z uporem maniaka składa literki i z pasją porównywalną do wichury denerwuje się, gdy jej się nie udaje z sylab złożyć słowa. Obok "Elementarza" Falskiego, tego książki stały się dla nas najważniejszą pomocą w nauce czytania po polsku.


Dla początkujących moli książkowych Małgorzata Strzałkowska napisała książki, których treść obejmuje tylko podstawowe litery polskiego alfabetu. Brak tu wszystkich szeleszcząco-ogonkowych polskich "dziwolągów". Każda z książek zawiera 26 opowiadań, po jednym na każdy tydzień wszystkich czterech pór roku. "Bajki krasnoludka Bajkodłubka" przeznaczone są na tygodnie jesienne i zimowe, zaś "Bajki mamy wrony" idealnie nadają się na wiosnę i lato. Treść ich urzeka dowcipem i często zaskakującą pointą. W niektórych bajkach trudne ortograficzne wyrazy zostały zastąpione obrazkami. Zobaczcie sami:


Sama chciałabym móc przenieść się w czasie i korzystać z takich pierwszych książek do czytania. Dodam jeszcze, że są one cudownie zilustrowane przez Jonę Jung - pamiętacie, że należy ona do naszych ulubionych ilustratorów?:)


Opowiadania Strzałkowskiej tematycznie dopasowują się do danej pory roku, mogą więc towarzyszyć dziecku codziennie, być impulsem do wspólnych rozmów na aktualne tematy i mimochodem zachęcać do samodzielnego czytania. My przeczytałyśmy ostatnio o kapryśnej pogodzie w marcu, o pracach w ogrodzie i o wielkanocnych pisankach:


A zimą na przykłąd towarzyszyć będą nam takie opowiadania:



Bardzo polecamy wam te wyjątkowe książki!

Małgorzata Strzałkowska, Jona Jung, Bajki krasnoludka Bajkodłubka; Bajki mamy Wrony, 55 str., Wydawnictwo Bajka.

piątek, 8 kwietnia 2011

"Ilustrowana księga przysłów dla dzieci" Agnieszka Popek-Banach, Kamil Banach


Jak wyjaśnić Pięciolatce co to jest przysłowie? Sama (chyba) nie używam wielu przysłów ale jednak już kilka razy zostałam osaczona natarczywym pytaniem, co moje słowa właściwie oznaczają. Przy każdej próbie tłumaczenia okazywało się, że Pięciolatka "rozumie" przysłowia bardzo dosłownie. "Ilustrowana księga przysłów dla dzieci" miała pomóc głównie mnie w wyjaśnianiu znaczeń. Ale muszę przyznać, że jeszcze bardziej się w moich zawiłych wyjaśnieniach zaplątałam:)


Otóż "Ilustrowana księga" to nie typowy leksykon, lecz zbiór wielu mniej lub bardziej znanych przysłów. W przysłowiach mieszczących się po lewej stronie wyróżniono graficznie słowo kluczowe. Natomiast po prawej stronie, znana nam już z książki "Co jedzą ludzie?" para ilustratorów - Agnieszka Popek-Banach oraz Kamil Banach - przedstawiła graficznie wybrane przysłowie. Ilustracje są dowcipne, mają pomóc w rozumieniu znaczenia prezentowanych idiomów. Pięciolatka jednak jest jeszcze za mała i ciągle prosiła o wyjaśnienia. A tu okazuje się, że moje zdolności wyjaśniające są ograniczone. Niektórych z przysłów, wstyd przyznać, nawet nie znałam! Tak więc siedzimy teraz nad książką i wspólnie się nad przysłowiami zastanawiamy.



Księga przysłów na pewno będzie nam towarzyszyć jeszcze wiele lat, a mojej córce pomagać w odkrywaniu bogactwa języka polskiego. Pokuszę się o stwierdzenie, że jest nieodzowna w każdej dziecięcej biblioteczce. Pamiętam z dzieciństwa z jaką fascynacją przeglądałam ilustrowany słownik przysłów rosyjskich - nawet teraz przypominam sobie jak błędnie interpretowałam niektóre z nich:) Mam nadzieję, że ta książka sprawi mojej córce tyle samo radości, jak mnie ów rosyjski słowniczek.

Te przysłowia i ich obrazkowe przedstawienie najbardziej się spodobały Pięciolatce:



Agnieszka Popek-Banach, Kamil Banach, Ilustrowana księga przysłów dla dzieci, Wydawnictwo Albus

czwartek, 7 kwietnia 2011

"Skąd się biorą wilki" Zofia Beszczyńska, Elżbieta Krygowska-Butlewska


Twórczość Zofii Beszczyńskiej poznałyśmy już dzięki książce "Z górki na pazurki". Jej nietypowe wiersze bardzo spodobały się mojej córce, więc z ciekawością sięgnęłyśmy po napisaną prozą książkę "Skąd się biorą wilki".

Ania lubi rozmyślać i fantazjować, najbardziej ciekawi ją pochodzenie zwierząt.



Wyrusza więc w wyprawę do Afryki, by dowiedzieć się skąd biorą się lwy, żyrafy i hipopotamy. Najpierw trafia jednak do zapuszczonego ogrodu, gdzie obserwuje narodziny elfa i spotyka oryginalne, bo noszące kolorowe czapeczki, ślimaki.


Prawdziwą wyprawę do Afryki odbywa ze spotkaną w lesie Annabellą, na grzbiecie jej lwa. Tam Ania spotyka wiele zwierząt i zachwyca się kolorowym światem. Po powrocie do ogrodu dotkliwie odczuwa przemijanie przygód i smutek. Na szczęście pojawia się przed nią nowe zwierzątko - tęczak. Czy Ania dowie się jak powstają wilki? Zachęcam was do przeczytania dalszych przygód Ani waszym pociechom:)

Książka powinna spodobać się dzieciom, które dużo fantazjują i przebywają w swoim świecie oraz zadają wiele pytań.
Niewielki format książki jest bardzo praktyczny, można ją wsunąć do torebki i zabrać na piknik czy do samochodu. Mnie nie zachwyciły ilustracje, ale Pięciolatce się spodobały, zwłaszcza ta:


Zofia Beszczyńska, Elżbieta Krygowska-Butlewska, Skąd się biorą wilki, 39 str., Wydawnictwo Mila

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Oto Archipelag w odsłonie czwartej!

Zapraszam was bardzo serdecznie do czytania najnowszego numeru Archipelagu. Jego tematem przewodnim jest przemijanie. Możecie więc przeczytać o przemijaniu w twórczości Salingera, Saramago czy Borgesa, możecie poznać inne strony Wrocławia i Gdańska czy wreszcie zastanowić się nad przemijaniem piękna i dzieciństwa. Archipelag, jak zwykle, pełen jest recenzji, zdjęć i wywiadów. W ramach rubryki panteon bliżej poznacie Hansa Falladę - widzianego moimi oczami, a wśród recenzji z obcego podwórka moje wrażenia z lektury "Tauben fliegen auf" - powieści, która w ubiegłym roku uhonorowana została Deutscher Buchpreis.
Zachęcam was do ściagania Archipelagu i życzę przyjemnej lektury!

"Pierwsze urodziny prosiaczka" Aleksandra Woldańska-Płocińska


Ilustracje pani Aleksandry Woldańskiej-Płocińskiej poznałyśmy już dzięki książce "Mrówka wychodzi za mąż". Tym razem napisała ona także tekst do książki "Pierwsze urodziny prosiaczka". Nie ukrywam, że bardzo nam się jej twórczość spodobała.

Tytułowy prosiaczek świętuje i wita swoich gości: dzika, pszczoły, żuka, kurę, dżdżownicę, niedźwiedzia i susła.


Niestety wciąż nie ma jego przyjaciela - borsuka!


Na szczęście pierwsze urodziny będą udane, bo borsuk sprawił przyjacielowi niespodziankę.



Książka jest świetna w swojej prostocie. Dziecko ma okazję poznać inne zwierzęta niż te typowe, których odgłosów rodzice uczą najpierw. Nieźle się jednak namęczyłam gdy padło pytanie: "A jak robi suseł i dżdżownica?" Książka może także służyć jako pomoc w pierwszym poznawaniu cyferek od jeden do trzech oraz w nauce rozpoznawania kolorów. I wreszcie ukazuje jak dobrze mieć przyjaciół.


Grube, kartonowe strony i wyraziste ilustracje na pewno spodobają się maluchom, choć Siedemnastomiesięczniak przegląda "prosiaczka" w tempie ekspresowym. Pięciolatka jednak o dziwo bardzo chętnie słucha o prosiaczku.

Kolejna świetna publikacja wydawnictwa Czerwony Konik - polecamy!

Aleksandra Woldańska-Płocińska, Pierwsze urodziny prosiaczka, Wydawnictwo Czerwony Konik.

piątek, 1 kwietnia 2011

Stosikowe losowanie 4/2011 - pary

Moonia wybiera numer książki dla Paidei (w stosie 46 książek) - 30
Paideia wybiera numer książki dla Bujaczka (w stosie 20 książek) - 19
Bujaczek wybiera numer książki dla Izy (w stosie 152 książki) - 100
Iza wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 145 książek) - 100
Karto_flana wybiera numer książki dla PatrycjiAntoniny (w stosie 50 książek) - 29
PatrycjaAntonina wybiera numer książki dla Chirurga86 (w stosie 15 książek) - 11
Chirurg86 wybiera numer książki dla Książkowa (w stosie 81 książek) - 9
Książkowo wybiera numer książki dla Anny (w stosie 108 książek) - 100
Anna wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 96 książek) - 62
Maniaczytania wybiera numer książki dla Futbolowej (w stosie 166 książek) - 5
Futbolowa wybiera numer książki dla Mooni (w stosie 24 książki) - 11


Proszę o podawanie w komentarzu wybranego numeru oraz tytułu wylosowanej książki a po przeczytaniu linka do recenzji. Efekty stosikowego czytania można znaleźć w zakładce u góry strony.

UWAGA: na przeczytanie wylosowanej książki mamy czas do 30 kwietnia.