czwartek, 12 stycznia 2012

"To oślepiające, nieobecne światło" Tahar Ben Jelloun



Słowa Tazmamart długo nie zapomnę. Nie zapomnę jego straszliwej aury, porażającego znaczenia, towarzyszącej mu dusznej atmosfery. Tazmamart to marokańskie więzienie. Nie, nie więzienie. Twierdza, dziura, ciemnica, grób. 
W nim umieszczono Salima i jego towarzyszy. Dożywotni pobyt w tym miejscu jest karą za pucz w pałacu króla Hassana II. Pucz niezaplanowany przez nich, do pałacu jechali nieświadomi zamiarów dowódców. Po dwuletnim pobycie w więzieniu, zostają przewiezieni do Tazmamart, gdzie wegetują bez światła, godnego pożywienia, bez kontaktu z bliskimi, wśród robactwa i skorpionów, bliscy obłędu.

Powieść Tahara Ben Jelloun opiera się na autentycznej relacji jednego z więźniów, który przeżył osiemnaście lat w Tazmamart. Salim opisuje szczegółowo życie w celi - organizację dnia, role, jakie przejęli poszczególni więźniowie, np. liczenie upływu czasu, nauka Koranu, języków, opowiadanie powieści. Oczyma Salima obserwujemy zachowanie współtowarzyszy, ich umieranie i wpadanie w obłęd. Salim opisuje każdego z nich, ich sposoby na przetrwanie, charaktery, umiejętności.

Najwięcej miejsca zajmują jednak myśli Salima. Czytelnik dowiaduje się jak wypracowuje sobie swoje sposoby na przetrwanie, jak zajmuje myśli, pogrąża się w swoistej medytacji, recytacji Koranu, modlitwie  i wspomnieniach. Dzięki nim poznajemy jego przeszłość, rodzinę i życie przed uwięzieniem.

Jeśli myślicie, że "To oślepiające, nieobecne światło" to powieść napisana surowym, dosadnym językiem, to się mylicie. Od pierwszych stron z kart książki aż bucha od poetyckich porównań. Dla mnie to był szok, że tak kolokwialnie się wyrażę. Spodziewałam się niemal reporterskiej relacji, porażającej w swojej prostocie, a dostałam delikatny, poetycki język, którym autor oddał jedne z najmroczniejszych, najtragiczniejszych scen, jakie zdarzyło mi się czytać.

Lektura obowiązkowa!

Moja ocena: 6/6

Tahar Ben Jelloun, Das Schweigen des Lichts, tł. Christiane Kayser, 256 str., BvT 2007.

10 komentarzy:

  1. Poruszająca, nie dająca o sobie zapomnieć książka! A właściwie relacja z makabrycznego więzienia Tazmamart, czy też, jak trafnie zauważyłaś, swoistego grobu. To chyba najbardziej przerażające miejsce, jakie można sobie wyobrazić. Dlatego tak bardzo porusza umiejętność Ben Jellouna do odejścia od cielesnego "tu i teraz" i oddania się medytacji i modlitwie. Ale w miejscu, takim jak Tazmamart, chyba tylko tak mógł przetrwać ten niewyobrażalny, wieloletni koszmar...

    OdpowiedzUsuń
  2. Od dwóch lat mam tę książkę na liście. Niestety, mimo że jest tak dobra, jest też trudno dostępna...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie czytałam nic tego autora, ale opisana przez Ciebie książka bardzo mnie zaciekawiła, chociaż zazwyczaj unikam takiej tematyki... kiedyś na pewno sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aniu, brzmi naprawdę odkrywczo. Strasznie i niezwykle. Nie słyszałam dotąd o tej historii. Trudniej byłoby mi po nią sięgnąć, gdyby była naszpikowana brutalnością. Ale subtelność opowieści naprawdę mnie intryguje. I zapisuję sobie tytuł.
    Pozdrawiam!
    ren

    OdpowiedzUsuń
  5. KaBuKi tak, zgadzam się, ale nie potrafię sobie wyobrazić jak niewiarygodną siłę ducha i chęć przetrwania musiał mieć Salim, by potrafić wprawiać siebie w ten medytacyjny stan mimo warunków w Tazmamart.

    Senstatoro nie miałam pojęcia, że jest niedostępna? Ja czytałam po niemiecku.

    Pandorciu polecam!

    Tamaryszku cieszę się, że wyczytałaś z mojej recenzji dokładnie to, co chciałam przekazać. Nie można ukrywać, że sama treść nie jest brutalna, ale właśnie poetyckość języka zaskakuje totalnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Język i styl tej książki powalają na kolana. Poetyckość, humor, mimo tragedii... Ja również gorąco polecam

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie też ta powieść zapadła głęboko w pamięci. A kontrast między koszmarną historią a pięknem języka jest faktycznie zaskakujący.

    BTW, Anno, czy Ty przypadkiem nie bywałaś kiedyś na ProZie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Kingo faktycznie, nie wspominałam o humorze, a w książce także jest.

    Doroto tak, albo z PuHatków??

    OdpowiedzUsuń
  9. Z PuHatków też, choć już dawno mnie tam nie było. Miło Cię znowu wirtualnie spotkać :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Doroto ja także:) I tez cieszę się ze spotkania, właśnie zajrzałam na Twój blog, którego dotąd nie znałam. Świetne źródło wiedzy na temat literatury afrykańskiej, bardzo przydatne, zwłaszcza że planuję poszerzyć moją znajomość tego kontynenty, nawet myślałam o afrykańskim wyzwaniu.

    OdpowiedzUsuń