wtorek, 18 grudnia 2012

Axel Hacke "Alle Jahre schon wieder"



Zaplanowałam na najbliższe dni lekturę Japońskiego wachlarza, ale po wzięciu książki do ręki stwierdziłam, że nie zdążę jej przeczytać przed wyjazdem i muszę wybrać coś dużo krótszego. Po przeglądzie półek wyłuskałam książkę idealną na te dni. Pierwszy raz chyba czytam tuż przed Świętami książkę pasującą do nich tematycznie.
Ten zbiór felietonów dziennikarza Süddeutsche Zeitung wygrałam jakiś czas temu na Facebooku i odłożyłam na półkę. I właściwie słusznie, bo odkryłam, że całkiem przyjemnie jest czytać książkę dopasowaną tematycznie do aury i miesiąca. Nigdy na to nie zwracałam uwagi!

Felietony Hacke są dowcipne, lekkie i przyjmene w lekturze, choć poruszają także poważne tematy. Hacke wspomina swoje dzieciństwo, czas świąteczny, gdy jego rodzice sprężali się w sobie i tworzyli na te kilka dni małżeństwo idealne. Nawet kilkuletni chłopiec wyczuwał sztuczność sytuacji, ale równocześnie był rodzicom wdzięczny za tę iluzję. Przeważają jednak ciepłe wspomnienia, zaprawione nutką humoru. Autor mimo wszystkich negatywnych stron kocha Boże Narodzenie i nie szczędzi czytelnikowi przykładów dlaczego - choćby z tak błahego powodu, jak koniec czasu przedświątecznego, który zawsze zamienia się w nerwową bieganinę. Nie może zabraknąć tematu prezentów, przypadkowych, kupowanych w ostatniej chwili, doprowadzających darczyńcę do rozpaczy.
Podejście do świąt ewoluuje wraz z rozwojem rodzinnym autora - po narodzinach syna wszystkie zabiegi okołoświąteczne koncentrują się na nim, a szczególnie ważny jest tu wybór prezentu, który raz jest świnka morska, a raz Gameboy.

Trudno recenzować kilkanaście krótkich tekstów - powiem tylko tyle, że książka spełniła swoje zadanie, ponieważ przyczyniła się do wprowadzenia mnie w świąteczny nastrój, a na teksty autora w przyszłości zwrócę szczególną uwagę.

Moja ocena: 4/6

Alex Hacke, Alle Jahre schon wieder. Ein Weihnachtsbuch, 94 str., Verlag Antje Kunstmann 2009.

niedziela, 16 grudnia 2012

Stosikowe losowanie 1/2013

Maniaczytania wybiera numer książki dla Bujaczka (w stosie 250 książek) - 7
Bujaczek wybiera numer książki dla Izy (w stosie 115 książek) - 47
Iza wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 95 książek) - 90
Guciamal wybiera numer książki dla Anny (w stosie 160 książek) - 3
Anna wybiera numer książki dla Zacofanego w lekturze (w stosie 578 książek) - 11 (licząc od przodu:)
Zacofany w lekturze wybiera numer książki dla Momarty (w stosie 179 książek) - 97
Momarta wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 135 książek) - 77
Karto_flana wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 131 książek) - 48

Proszę o podawanie w komentarzu wybranego numeru oraz tytułu wylosowanej książki a po przeczytaniu linka do recenzji. Efekty stosikowego czytania można znaleźć w zakładce z boku strony.

UWAGA: na przeczytanie wylosowanej książki mamy czas do 30 stycznia.

sobota, 15 grudnia 2012

"Uchodźcy z Korei Północnej. Relacje świadków" Juliette Morillot, Dorian Malovic



Dawno nie czytałam tak poruszającego reportażu - chciałam napisać, lecz przecież w tym roku czytałam wiele świetnych książek reporterskich. Należą do nich także Uchodźcy z Korei Północnej. Książka trudna tematycznie, aczkolwiek przystępna językowo, naszpikowana licznymi informacjami lecz mimo to łatwa w lekturze. Na pewno przeczytałabym ją dużo szybciej, gdyby nie brak czasu (pisałam w listopadzie o tym). 

Wiedziałam o Korei niezbyt wiele, słyszałam o obozach, o głodzie, o bezgranicznym uwielbieniu dla wodza, przeczytałam właśnie Phenian Delisle. Z relacji Koreańczyków wyziera przede wszystkim groza: potworny głód, jedzenie ryżu, później ziół, korzonków, a w końcu kory drzew; absolutne oddanie wodzowi, który steruje całym życiem obywateli - pracą, mieszkaniem, strojem, nawet życiem intymnym; wysyłanie do obozów za najmniejsze przewinienie, takie jak na przykład utrata odznaki z podobizną Kim Ir Sena lub Kim Dzong Ila. 
Uchodźcy nie opowiadają z patosem, są wręcz beznamiętni - nie zdawali sobie sprawy z inności życia poza granicami kraju, co więcej trzy dziewczyny, które wyjeżdżały na praktykę do Chin nawet nie zdawały sobie sprawy, że poza Koreą Północną obowiązuje inny kalendarz.
Dopiero poza granicami wielu uciekinierów reflektuję jak zmanipulowane było ich życie, nadal jednak twierdzą, że Kim Ir Sen był ich ojcem, dbał o nich, dopiero Kim Dzong Il doprowadził kraj do ruiny. 

Uchodźcy pochodzą z różnych warstw społecznych - od wojskowych wysokiej rangi, zwykłych ludzi, handlarzy, którzy regularnie przekraczali granicę z Chinami po prostytutkę. Autorzy dbają bardzo, by czytelnik otrzymał jak najpełniejszy obraz życia w Korei Północnej - wiele razy podkreślają, że starali się zdobyć zaufanie swoich rozmówców oraz skłonić ich do opowiedzenia o ich zwykłym życiu. Wielu uchodźców wiedziało bowiem już z wcześniejszych wywiadów jakie wiadomości interesują dziennikarzy i relacjonowali tylko najbrutalniejszy fakty. Morillot i Malovicowi udaje się wykrzesać emocje z Koreańczyków i zamienić beznamiętność ich relacji w pełne emocji opowiadania. Dodać jednak muszę, że autorzy starają się być niewidzialni - z książki dowiadujemy się, że podróżowali wiele miesięcy po Mandżurii, Korei Południowej, Japonii, poznali pas graniczny wzdłuż 38 równoleżnika i wreszcie odwiedzili Koreę Północną. W pozyskiwaniu rozmówców a przede wszystkim ich zaufania pomagała im znajomość języków chińskiego i koreańskiego, a w szczególności dialektu północnego. Z pewnością zrozumienie i nić porozumienia ułatwiała im dogłębna znajomość koreańskiej historii. Ten duet to reporterzy idealni!

Ze szczególnym zainteresowaniem czytałam o problemach adaptacyjnych Koreańczyków z Północy na południu, o stosunkach między oboma koreańskimi państwami. Wielokrotnie przewija się problematyka  ewentualnego zjednoczenia, przedstawiane są paralele do zjednoczenia Niemiec, które jednak w porównaniu z Koreami było przysłowiową bułką z masłem. Nie miałam pojęcia o tym, jak trudna jest adaptacja uciekinierów - po przybyciu na południe przechodzą trzymiesięczne szkolenie, na którym uczą się na przykład obchodzenia z pieniędzmi, zakupów czy życia w społeczeństwie.

Gdy kupowałam tę książkę, sądziłam, że znajdę w niej zbiór opowieści uchodźców, ale mimo, że stoją oni w centrum uwagi, ich opowieści nie wysuwają się na pierwszy plan. Francuzi poniekąd chronologicznie umieszczają swoje spotkania z uciekinierami - dzięki nim można śledzić podróż autorów i podążać ich śladem. Jak pisałam, reporterzy są niemal przeźroczyści, z krótkich akapitów można się tylko domyślać jak trudna i niebezpieczna była ich podróż. Zaskoczyły mnie najbardziej informacje wyróżnione inną czcionką i ramkami - to zarys historii Korei, Mandżurii, a po części nawet Japonii, to informacje o architekturze koreańskiej, o języku, o polityce nuklearnej Korei Północnej, a nawet szkic stosunków koreańsko-japońskich czy koreańsko-chińskich. Bardzo żałuję, że książka nie wybiega poza rok 2004, bo odczuwam niemal dziesięcioletnią lukę w wiedzy na temat wydarzeń na Półwyspie Koreańskim. Teraz będę uważniej śledzić doniesienia stamtąd - mam dużo lepszą bazę, by je zrozumieć i odpowiednio ocenić.

Moja ocena: 5/6

Juliette Morillot, Dorian Malovic, Uchodźcy z Korei Północnej. Relacje świadków, tł. Katarzyna Bartkiewicz, 365 str., WAB 2008.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

"Phenian" Guy Delisle



Guy Delisle wyjechał na dwa miesiące do Phenianu, gdzie pracuje w SEK-u, czyli tamtejszym studio animacji. Rzeczywistość koreańska jest niezwykle egzotyczna, każda strona, każdy rysunek Delisle jest pełen zdumienia i zadumy. W znany mi już z Kronik birmańskich sposób obserwuje i opisuje rzeczywistość - różnic jednak między książkami jest sporo.

Bardzo podobał mi się układ Kronik - poszczególne historyjki tematycznie tworzyły osobne rozdziały. W Phenianie natomiast takiego rozgraniczenia nie ma, kilka razy wracałam, by zorientować się czy nadal czytam o tym samym, czy też autor opisuje już inne wydarzenie.

Phenian ma ogromny ładunek poznawczy - z dziką wręcz ciekawością rzuciłam się na książkę, bo o Korei Północnej poza wytartymi sloganami nie wiem nic. Dzięki Delisle poznałam przynajmniej mały, niestety przerażający, wycinek północnokoreańskiej rzeczywistości.
Nie mogę uniknąć porównań z Kronikami, które podobały mi się bardziej - może mały Louis spowodował, że z większą ciekawością czytałam o Birmie, a może większe zainteresowanie tym krajem? Trudno mi powiedzieć.

Mimo to także gorąco polecam Phenian - świetna lektura, świetny rysownik, zaskakujące spostrzeżenia. To nie jest ostatnia książką Delisle, którą przeczytałam.

Moja ocena: 5/6

Guy Delisle, Pjöngjang, tł.Jochen Schmidt, 176 str., Reprodukt 2007

Stosikowe losowanie 1/13


Zapraszam do zgłaszania się do rundy styczniowej! Pary rozlosuję 16 grudnia, czas na przeczytanie książki mamy do końca stycznia.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.

2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.

3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.

4. Mile widziana jest recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.

5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach z boku strony.

6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną z cyklu, można przeczytać pierwszy tom.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaniem liczby książek w stosie.

wtorek, 4 grudnia 2012

Nareszcie jest nowy numer Archipelagu!

Z dumą przentuję wam wreszcie najnowszy Archipelag, bardzo przeze mnie wyczekany. Czytajcie i komentujcie - bardzo jestem ciekawa waszych wrażeń! 


niedziela, 2 grudnia 2012

Statystyka listopad 2012


Przeczytane książki: 6

Ilość stron: 1995

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania reporterskiego: 2
Książki w ramach wyzwania nagrody literackie: 0
Książki w ramach wyzwania peryferyjnego: 1
Książki w ramach wyzwania azjatyckiego: 2

Przeczytane tytuły:

"Biały tygrys" Aravind Adiga
"Journal 64" Jussi Adler-Olsen
"Kroniki birmańskie" Guy Delisle
"Droga 66" Dorota Warakomska
"Mythos Mekong" Rüdiger Siebert
"McDusia" Małgorzata Musierowicz


Najlepsza książka: "Mythos Mekong" oraz "Kroniki birmańskie"
Ilość książek w stosie: 192

W tym miesiącu móg blog obchodził swoje szóste urodziny;) Nie miałam jednak czasu tego odnotować - mój czas na czytanie i pisanie dramatycznie się skurczył w tym miesiącu i niestety tak już zostanie:(

"McDusia" Małgorzata Musierowicz



Obawiam się, że to będzie jedna z najkrótszych recenzji w dziejach bloga:) Nie napiszę nic innego, niż to, co pisałam o poprzednich tomach Jeżycjady.
W McDusi jest słodko, cukierkowo, wszystkie problemy mają rozwiązanie, bije domowe ciepło, wiara w dobroć ludzi i niepowtarzalność świata. Naiwnie, prawda?
No ale czytam, a właściwie połykam kolejne tomy, tak jak się ogląda serial. Płynę wspomnieniami z podstawówki, zatapiam się w absolutnie pozytywny świat, jak w bajkę i przez dwa wieczory uśmiecham się pod nosem z filozoficznych wywodów Musierowicz i zawsze się dobrze kończących przygód klanu Borejków. Ale nie uśmiecham się ironicznie, nostalgicznie raczej i czytam dalej.

Podejrzewam, że po McDusię sięgną na pewno wierni fani Jeżycjady, a nowicjusze zaczną przygodę z Musierowicz raczej od wcześniejszych tomów. Dlatego nie będę popadała we frazesy i zakończę tę jedną z najkrótszych notek. 

Moja ocena: 4/6

Małgorzata Musierowicz, McDusia, 292 str., Akapit Press 2012.

sobota, 1 grudnia 2012

"Mythos Mekong" Rüdiger Siebert


Jakiś czas temu czytałam azjatyckie reportaże Sieberta, które, mimo że powstały kilkanaście lat temu i straciły na aktualności, bardzo mi się podobały. 
Długo zastanawiałam się nad zakupem ostatniej książki tego autora, dotyczącej Mekongu. Siebert wraz z żoną wybrał się na kolejną wyprawę wzdłuż tej rzeki na przełomie lat 2008/2009. 6 stycznia nagle zmarł w małym miasteczku w Kambodży. Żona autora postanowiła wydać już gotowe rozdziały oraz pamiętnik autora, prowadzony podczas podróży. Niedawno wreszcie kupiłam tę książkę i nie żałuję.

Siebert bardzo skrupulatnie opisuje wszystko, co dotyczy Mekongu. Pierwszy rozdział to geografia rzeki - jej bieg, długość, a przede wszystkim problemy związane z odkryciem i umiejscowieniem źródeł. Mieszczą się one w Tybecie wśród lodowców na znacznej wysokości. Ich dokładne określenie jest tak trudne, ponieważ lodowiec wciąż się topi i zmienia położenie.

W kolejnych rozdziałach autor zapoznaje czytelnika z mitami i legendami o rzece oraz z pozostałościami ludzi (np. rysunkami skalnymi), którzy żyli nad Mekongiem przed wiekami. Arcyciekawe są rozdziały o pierwszych podróżnikach, którzy próbowali spłynąć rzekę do jej źródeł. Nieprzystępna dżungla, liczne bystrza i wodospady utrudniały eksplorowanie rzeki. Najciekawszą i najważniejszą postacią był Francuz - Henri Mouhot, który samotnie przemierzał dżunglę. To on jako pierwszy szczegółowo zbadał i opisał świątynie kompleksu Angkor Wat oraz powiadomił szersze grono o swoim odkryciu. Wyczerpany trudnymi warunkami zmarł w Luang Prabang, gdzie do dziś stoi nad jednym z dopływów Mekongu jego grób.

Pisząc o odkryciach geograficznych, Siebert przedstawia problematykę kolonializmu w Azji Południowo-Wschodniej - robi to świetnie, globalnie opisuje problematykę, sposób działania Anglików i Francuzów oraz wpływ kolonizacji na późniejsze losy krajów. Arcyciekawe są informacje na temat historii najnowszej, czyli głównie dwudziestowiecznej Laosu, Kambodży, Wietnamu i Tajladnii. Dzięki tym rozdziałom usystematyzowałam i poszerzyłam moją wiedzę - bardzo mnie to cieszy!

I wreszcie Siebert pisze o własnej podróży, o wycieczkach rowerowych wzdłuż Mekongu, o podróżach autobusem, a przede wszystkich o sowich spostrzeżeniach i wrażeniach. Autor jest świetnym obserwatorem - pisze o ludziach, o architekturze, budynkach, o życiu zwykłych ludzi, ale także o problemach ekologicznych, przemysłowych czy ekonomicznych. Dzięki uprzednim podróżom w te regiony, Siebert analizuje zmiany, ich przyczyny i skutki ale, co najważniejsze, nie ocenia! Wiele z procesów zmieniających ekosystem Mekongu, zaśmiecających rzekę czy zmieniających wioski w betonowe, krzykliwe, chaotyczne osiedla go zasmuca ale nigdy nie krytykuje, nie wywyższa się, nie staje na pozycji osoby wszystkowiedzącej. Taką postawę cenię najbardziej, zwłaszcza po przeczytaniu Powiedział mi wróżbita Terzaniego, który swoją postawą mnie wręcz zniesmaczył.
Pokora, bystrość i zdolność obserwacji i analizy oraz zachwyt nad azjatyckim krajobrazami, a zwłaszcza nad Mekongiem, są największymi atutami i autora i jego reportażu.

Ostatnia część książki to zapiski pamiętnikarskie Sieberta - krótkie obserwacje, spis faktów, spostrzeżenia, opisy noclegów, cen. Wszystko bardzo ludzkie, ciepłe, szczere. Potrafię sobię wyobrazić w jaki sposób Siebert wykorzystywał swoje zapiski, pisząc książkę. Opublikowanie pamiętnika to takie spojrzenie za kulisy pracy autora, dostrzeżenie w nim człowieka, turysty właściwie i w końcu możliwość pożegnania się z nim.

Wspaniała, pouczająca lektura!

Moja ocena: 5/6

Rüdiger Siebert, Mythos Mekong, 223 str., Horlemann Verlag 2011.

Stosikowe losowanie 12/12 - pary

Maniaczytania wybiera numer książki dla Zacofanego w lekturze (w stosie 575 książek) - 8
Zacofany w lekturze wybiera numer książki dla Anne18 (w stosie 6 książek) - 4
Anne18 wybiera numer książki dla Momarty (w stosie 180 książek) - 45
Momarta wybiera numer książki dla MalakJK (w stosie 47 książek) - 15
MalakJK wybiera numer książki dla Izy (w stosie 170 książek) - 32
Iza wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 99 książek) - 46
Guciamal wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 135 książek) - 77
Karto_flana wybiera numer książki dla Bujaczka (w stosie 300 książek) - 155
Bujaczek wybiera numer książki dla Anny (w stosie 160 książek) - 100
Anna wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 131 książek) - 122

Proszę o podawanie w komentarzu wybranego numeru oraz tytułu wylosowanej książki a po przeczytaniu linka do recenzji. Efekty stosikowego czytania można znaleźć w zakładce z boku strony.

UWAGA: na przeczytanie wylosowanej książki mamy czas do 31 grudnia.

"Droga 66" Dorota Warakomska



Któż nie słyszał o słynnej route 66, łączącej Chicago z Los Angeles? Wybrałam się z Dorotą Warakomską na przejażdżkę tą drogą - kosztowało mnie to nieco samozaparcia, bo nie pałam aż takim entuzjazmem do USA jak autorka. Co więcej liczne pobyty i podróże w tym kraju mój zapał skutecznie zmniejszyły. Uściślę - kocham amerykańskie krajobrazy, parki stanowe i narodowe ale jest w tym kraju jeszcze więcej rzeczy, których nie kocham:(
Dlatego zachwyt i podziw Warakomskiej mnie zaciekawiły - po lekturze rozumiem ich źródło, ale nadal nie podzielam.

Autorka jadąc słynną drogą opisuje jej historię ale to nie jest powieść tylko o route 66, to przede wszystkim opowieść o ludziach, mieszkających przy niej. Legendę drogi tworzą bowiem jej pasjonaci, którzy prowadzą hotele, restauracje, bary, sklepy przy niej, którzy nie zwątpili w jej magię po powstaniu autostrad i drastycznym spadku ruchu drogowego. Ciekawość Warakomskiej i naturalna gadatliwość Amerykanów pozwalają jej poznać wiele burzliwych historii, często bardzo intymnych. Podziwiam autorkę za jej zdolność rozmowy, a przede wszystkim słuchania oraz autentyczne zainteresowanie drugim człowiekiem. 

Droga 66 ma ogromny ładunek poznawczy - autentycznie cieszyłam się, że mogłam się dowiedzieć tylu ciekawostek o tej niezwykłej drodze, równocześnie z przyjemnością rozpoznawałam znane mi miejsca. Kiedyś nawet mieliśmy pomysł wybrania się w trasę właśnie tą drogą ale nigdy go nie zrealizowaliśmy. Na razie wystarczą mi te fragmenty, które przejechaliśmy, ale może kiedyś zdecydujemy się na wyprawę śladem Warakomskiej.

Wszystkich entuzjastów drogi 66 łączy głęboka wiara w to, co robią. Każda z nich podsumowuje opowieść o własnym losie słowami, że siłę do życia i szczęście dało jej robienie tego, co kocha. Nie mogłam pozbyć się uczucia płytkość tych twierdzeń - nie potrafię tutaj odnaleźć siebie, ani podzielić entuzjazmu. Warakomska opisuje wiele tragicznych losów ale chyba każda z postaci ma niebywałą siłę walki i stawiania czoła przeciwnościom. Nie potrafię w tym odnaleźć szczerości - wiem, że teraz bardzo generalizuję - ale to jedna z cech Amerykanów, której nie rozumiem i nie lubię. Męczy mnie ten optymizm i zalatuje powierzchownością.
Nie ma to jednak nic wspólnego z książką Warakomskiej, które jest dobra i ciekawa. Wspomniana już wartość poznawcza to dla mnie ogromny atut - Droga 66 to wręcz literacki przewodnik.

Książki wysłuchałam - do głosu i sposobu czytania autorki szybko się przyzwyczaiłam. Jej nieco beznamiętny ton przeszkadzał mi tylko przez kilka pierwszych minut, niestety do ostatniego rozdziału o zgrzytanie zębów doprowadzała mnie angielska wymowa Warakomskiej. Naprawdę nie oczekuję perfekcyjnej znajomości języka, ale ja zwyczajnie wiele razy musiałam dwa razy się zastanowić jakie słowo autorka wymawia. Nawet z tytułowej drogi zrobiła wibruj ące i krótkie rut. Siłą rzeczy reportaż naszpikowany jest angielskimi wtrętami, więc przysłowiową gęsią skórkę i zgrzyt zębów miałam niestety co chwilę.

Moja ocena: 4/6

Dorota Warakomska, Route 66, 408 str., WAB 2012.