środa, 24 września 2014

Stosikowe losowanie 10/14


Zapraszam do zgłaszania się do rundy październikowej! Pary rozlosuję 1 października, czas na przeczytanie książek mamy każdorazowo do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.

2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.

3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.

4. Mile widziana jest recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.

5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach z boku strony.

6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną z cyklu, można przeczytać pierwszy tom.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaniem liczby książek w stosie.

poniedziałek, 22 września 2014

"Analfabetka, która potrafiła liczyć" Jonas Jonasson



To druga książka autora słynnego już Stulatka, na lekturę której wcale nie miałam ochoty. Nie wywinęłam się jednak od niej, bo poleciła mi ją ważna dla mnie osoba. Zdecydowałam się na audiobook, skusiła mnie Katharina Thalbach jako lektorka. I to była słuszna decyzja, bo aktorka przeczytała  książkę świetnie. 

A sama powieść? Tak jak się spodziewałam - wtórna. Na pewno nie w treści, ale w stylu, w nagromadzeniu nieprawdopodobnych wydarzeń, komicznych postaci i w końcu wielu odwołaniach do polityki. 

Główną bohaterką powieści jest Nombeko - urodzona w latach sześćdziesiątych w Republice Południowej Afryki, w slumsach Soweto, która jako sześciolatka podejmuje pracę przy czyszceniu tamtejszych latryn. Nie jest to zwykła dziewczynka, wyróżnia się ogromnym sprytem i przede wszystkim zdolnościami matematycznymi. Jej największym marzeniem jest opuszczenie latryn, odnalezienie biblioteki i czytanie. Gdy prawie się jej to udaje, staje się ofiarą wypadku. E czasach apartheidu nie ma jednak opcji, by to biała osoba była winna. Tak więc dziewczyna skazana zostaje na wiele lat pracy jako służąca zapitego i przygłupiego inżyniera, którego zadaniem jest skonstruowanie bomby atomowej. Nie zdziwicie się pewnie, gdy wam zdradzę, że Nombeko w końcu ląduje w Szwecji, gdzie spotyka Holgera, który tak naprawdę nie istnieje. Ów Holger, zwany Holgerem drugim, jest niezarejestrowanym bratem bliźniakiem Holgera pierwszego - niezbyt mądrego przeciwnika monarchii. Holger drugi natomiast jest niezwykle inteligentny i odnajduje w Nombeko pokrewną duszę. Jeśli do tego dodam szaloną i wiecznie gniewną Celestine, dziewczynę Holgera pierwszego, rzekomo szlachetnie urodzoną babcię Celestine, dwóch agentów Mossadu i trzy chińskie dziewczyny, które specjalizują się w truciu psów i są mistrzyniami w produkcji oryginalnych gęsi z epoki Min, możecie sobie choć częściowo wyobrazić na co się zdajecie, rozpoczynając lekturę tej powieści.   Wierzcie jednak to jeszcze nie wszystkie dziwactwa jakie wymyślił autor. 
O ile w Stulatku Jonasson pariodował polityków dwudziestego wieku, w swojej drugiej powieści koncentruje się na współczesnej scenie politycznej Szwecji - jest tu nieporadny król i jego skoki w bok, jest ciapowaty premier Reinfeldt, który okazuje się być niezwykle pedantycznym panem domu.

Książki dobrze się słucha, wiele razy uśmiechnęłam się ale jeszcze częściej byłam nią znużona. Podjerzewam, że gdyby nie bardzo dobra interpretacja Thalbach, nie dosłuchałabym jej do końca.

Moja ocena: 3/6

Jonas Jonasson, Die Analphabetin, die rechnen konnte, tł. Wiebke Kuhn, 448 str. czyt. Katharina Thalbach, der Hörverlag 2013.

czwartek, 18 września 2014

"Zrozumieć życie" Nadine Gordimer



W powieści Gordimer najbardziej podobał mi się tytuł. I okładka. Reszta przemknęła obok mnie. Wprawdzie historia Paula Bannermana, ekologa, który po zachorowaniu na raka tarczycy oraz kuracji jodem, przebywa w domu rodziców, by zaoszczędzić żonie i trzyletniemiu synkowi promieniowania, wydaje się na pozór być ciekawa ale właśnie tylko początkowo. Akcja powieści rozpina się w czworoboku, tworzonym przez Paula, jego żonę Berenice oraz jego rodziców Adriana i Lyndsay. 

Żadna z tych postaci jednak nie przyciąga uwagi czytelnika na tyle, by zdążył poczuć do niej sympatię. Oczywistym jest, że tytuł i sens powieści odnosi się do zmian w życiu czy też do szukania jego sensu przez każdą z tych osób. Po krótkiej rekonwalescencji Paul wraca do pracy, a jego działania koncentrują się na chronieniu rzeki Okawongo, gdzie wielki australijski koncern chce rozpocząć wydobywanie surowców. Berenice, odnosząca sukcesy w agencji reklamowej, pragnie drugiego dziecka, a stojący u progu emerytury Adrian i Lyndsay odbywają brzemienną w skutki podróż do Meksyku. Sporo tutaj wydarzeń, które jednak nie mają najmniejszego wpływu na dynamikę akcji. Wszystko dzieje się obok bohaterów, którzy wydają się być zamknięci w swoich kokonach.

I chociaż noblistka porusza tutaj wiele istotnych tematów, takich jak ekologia, ochrona natury, współżycie białych oraz czarnych, czy dzieci zarażone wirusem HIV, to nie odczuwam, by te tematy zostały pogłębione lub by czytelnik został zachęcony do refleksji.
Także styl autorki nie trafił w mój gust. Wprawdzie jego surowość dobrze komponuje się ze sposobem przedstawiania świata i mimo że wyjątkowo lubię krótkie, dosadne zdania, to tutaj miałam wrażenie, że ślizgam się po słowach, nie sięgając ich głębi.

Moja ocena: 3/6

Nadine Gordimer, Zrozumieć życie, tł. Marek Fedyszak, 240 str., Wydawnictwo Sonia Draga 2006.

niedziela, 14 września 2014

"Życie mrówek" Maurycy Maeterlinck



Gdyby nie fakt, że Maeterlinck jest noblistą, nigdy w życiu nie sięgnęłabym po tę książkę. Jakimś cudem mrówki niekoniecznie znajdują się w centrum moich zainteresowań, no chyba, że maszerują przez środek mojego pokoju, co w Portugalii zdarza się dość często.

Belgijski noblista napisawszy książki o życiu pszczół i termitów zainteresował się mrówkami, jego zdaniem, najbardziej inteligentnymi owadami. Ta niewielka pozycja analizuje życie mrówek, we wszystkich jego aspektach, Maeterlinck nie zapomina o ich różnorodności, biorąc na warsztat różne gatunki. Autor powołuje się na badania licznych myrmekologów, uzupełniając je własnymi spostrzeżeniami, często stricte filozoficznymi. Ze słów noblisty wyczytać można ogromny respekt i fascynację tymi owadami, szczególnie porównania ze światem ludzi wypadają na korzyść mrówek:

"W świecie ludzkim szczęście jest przede wszystkim negatywne i pasywne; czujemy się szczęśliwi wówczas, gdy nie cierpimy. U mrówek jest ono uczuciem pozytywnym i czynnym, jak gdyby pochodziło z jakiejś innej planety. Fizycznie, czy organicznie, mrówka czuje się szczęśliwą wówczas, gdy uszczęśliwia wszystkich naokoło siebie."

Z ciekawością przeczytałam tę szczupłą książkę, aczkolwiek nie odnalazłam w niej znamion geniuszu na miarę noblisty. Lekturę umiliły mi świetne ilustracje Katarzyny Słowiańskiej - nie spodziewałam się  po tej niepozornej publikacji aż tak udanego wydania.

Moja ocena: 3/6

Maurycy Maeterlinck, Życie mrówek, tł. Adam i Maria Czartkowscy, Wydawnictwo Alfa, Warszawa 1992.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:

sobota, 13 września 2014

"Spadkobiercy" William Golding



Aż wstyd się przyznać ale nie znam słynnego Władcy much, a po lekturze Spadkobierców nie jestem pewna czy sięgnę po tę najbardziej znaną powieść noblisty.
Zdaję sobie sprawę, że treść tej książki na pewno jest odmienna, ale nie przekonał mnie styl Goldinga.

Spadkobiercy to niewielka powieść, opisująca życie Neandertalczyków, którzy przemieszczają się na zamieszkiwane przez nich latem tereny. Już podczas wędrówki zauważają, że coś nie zgadza. Okazuje się, że przez obszar wokół ich jaskini oraz pobliskiego wodospadu przemieszcza się grupa ludzi. Jej członkowie są bardziej liczni, a przede wszystkim stoją na o wiele wyższym szczeblu ewolucyjnym. Nie tylko różnią się wyglądem i budową ciała, ale umiejętnościami. Władają łukiem, nie boją się wody, potrafią budować łodzie, znają działanie alkoholu. 
Neandertalczycy są bardziej związani z naturą, o ile w przypadku prehistorii w ogóle można stosować takie rozróżnienie, bardziej lękliwi i zacofani. Równocześnie ważna dla nich jest grupa, więzi, mają swoistą religię, hierarchię oraz mocno rozwinięte zmysły takie jak węch czy wzrok. 
Przez jedenaście rozdziałów to właśnie Lok, jeden z Neandertalczyków jest narratorem. Golding przedstawia świat jego oczyma. Nie przeczę, że to najlepszy element tej powieści. Czytelnik podąża za Lokiem, rozumie jego sposób pojmowania świata i czuje do niego sympatię. Nowi ludzie wydają się być brutalni, krzykliwi, niezorganizowani, mimo to fascynują Loka i jego towarzyszy, wzbudzają lęk i równocześnie przyciągają. Spotkanie z nimi skończy się dla słabiej rozwiniętej grupy tragicznie. 
Nowi ludzie otrzymują prawo głosu dopiero w ostatnim rozdziale, w którym okazuje się, że także oni odczuwają lęk i niepewność. 

Powieść Goldinga jest alegorią świata współczesnego. Współczesnym społeczeństwem rządzą podobne mechanizmy. To gorzka refleksja, ukazująca człowieka jako stworzenie chciwe, żądne władzy i brutalne. 
Mimo że fabuła Spadkobierców nie jest nudna, noblista nie zbudził we mnie zachwytu swoją prozą, przede wszystkim nie zmusił do głębszych przemyśleń, nie zaskoczył innowacyjnym stylem czy spojrzeniem na świat. 

Moja ocena: 3/6

William Golding, Spadkobiercy, tł. Ryszarda Grzybowska, 202 str., Czytelnik 1989.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:


wtorek, 9 września 2014

"Puste spojrzenie" José Luis Peixoto



Moja ostatnia lektura koresponduje z aktualnymi zmianami w moim życiu. Sięgnęłam po powieść José Luisa Peixoto, która już długo czekała na swoją kolej. Ten portugalski pisarz urodził się w bliskim mojemu sercu regionie Alentejo - chyba najbiedniejszej, można nawet powiedzieć najbardziej zacofanej części Portugalii. Alentejo to bowiem nie tylko przepiękne wybrzeże ale ogromne, wysuszone na wiór, spalone przez słońce połacie ziemi ciągnące się aż po granicę z Hiszpanią. Tutaj znaleźć można tylko zagubione między polami wioski, często opuszczone bądź zamieszkałe jedynie przez starych ludzi. 

Puste spojrzenie opowiada o życiu w takiej właśnie wiosce, przy czym pisząc opowiada wcale nie mam na myśli powieści, która linearnie opisuje losy pewnych osób. Peixoto daleki jest od stworzenia typowej historii o ludziach, jego powieść balansuje na granicy między oniryzmem, poezją, a realizmem magicznym. 

Bezimienna wioska wydaje się leżeć gdzieś poza światem, daleka od cywilizacji, tkwiąca w swoim czasie, zamieszkała przez milczących, nieskorych do konwersacji ludzi, którzy nawet będąc fizycznie młodymi, wydają się być starcami. Autor dzieli książkę na dwie części, pisząc o dwóch generacjach mieszkańców - mylnie jednak byłoby przyjąć, że życie potomków w jakiś sposób się zmieniło. Wioska wydaje się być miejscem statycznym, a jej mieszkańcy mają te same problemy i zmartwienia. W obu przypadkach główną postacią jest Józef (ojciec i syn) - pasterz owiec. Pozostałe postaci to galeria dziwolągów - bracia syjamscy złączeni małym palcem u ręki, ślepa prostytutka - córka wielu pokoleń podobnych jej kalek, beznogi stolarz, niezwykle stary stróż domu na górze oliwnej oraz cały szereg bezimiennych kobiet. Wszyscy mężczyźni noszą imiona biblijne, a populację wioski uzupełniają judasz (tak właśnie pisany), prowadzący szynk oraz ksiądz-demon. Ten ostatni odgrywa bardzo istotną rolę, podszeptując plotki o zdradzie kobiet, sam od nich nie stroniąc. 
Dom na górze oliwnej to dom bogatych państwa, którzy od lat w nim nie mieszkają. Po opuszczeniu posiadłości zmarli, a ich synowie nie interesują się domem dzieciństwa. Ich krótka wizyta we wiosce uwypukla różnicę cywilizacyjną i ich zupełne niedopasowanie do mieszkańców. 

I wreszcie przyroda, którą można zaliczyć do głównych bohaterów powieści - żar, palące słońce, wiatr mają ogromny wpływ na mieszkańców i określają ich mikrokosmos. 

Istotny wpływ na odbiór książki ma język autora. Peixoto porusza się na granicy jawy i snu, gra słowami, mam wrażenie, że je obmacuje, stosując na różne sposoby i obserwując ich działanie. Stale zmienia perspektywę opowiadania, oddając głos różnym mieszkańcom wioski, wypowiada te same przesłanie na różne sposoby, sprawdzając efekt swoich działań. Te zabiegi bardzo plastycznie oddają cierpienie i samotność bohaterów, którzy są tak mocno uwikłani w te uczucia, że nie są w stanie odnaleźć innej drogi. Całe ich życie kręci się wokół bólu, nieszczęścia i samotności. I będzie trwało w tym zapętleniu aż do końca świata.

"I świat się skończył. W sposób niewyjaśnialny albo bez wyjaśnienia, które można by powiedzieć lub zrozumieć. Świat się skończył jak w jednej chwili, kiedy zamyka się oczy i nie widzi nawet tego, co się widzi z zamkniętymi oczyma. (...) Świat się skończył. I nie zostało nic. Żadnego uśmiechu. Żadnej myśli. Żadnej nadziei. Żadnego ukojenia. Żadnego spojrzenia."
Niestety moja znajomość portugalskiego nie wystarczy, by porównać oryginał z tłumaczeniem. Myślę bowiem, że tłumacz miał bardzo trudne zadanie i ciekawa jestem jak sobie z nim poradził. 
Mimo że to z pewnością dobra książka, do mnie nie trafiła. Nie przepadam za takim stylem pisania i za takim sposobem postrzegania świata. 

Moja ocena: 3/6

José Luis Peixoto, Puste spojrzenie, tł. Wojciech Charchalis, 199 str., Prószyński i s-ka 2008.

niedziela, 7 września 2014

"Zmącony spokój pani Labiryntu" Joe Alex



Pamiętam, że to był mój ulubiony kryminał Alexa i po lekturze mogę stwierdzić, że mojego zdania nie zmienię.
To jednak nie intryga jest najmocniejszą stroną tej powieści, tylko jej kulisy. Joe wyjeżdża w ślad za swoją partnerką Karoliną na maleńką grecką wyspę. Ta wyspa ma być miejscem, kryjącym tajemnicę kultu wielkiej bogini Kreteńczyków. Tak przynajmniej podejrzewa Karolina po rozszyfrowaniu tekstu na starym papirusie. Niespodziewana darowizna na rzecz Instytutu Archeologicznego pozwala grupie dziewczyny zrealizować plan i niezwłocznie wyjechać na Keros. Na tej nieprzystępnej wyspie mieszka jedynie młody Grek, obsługujący latarnię morską.

Po przybyciu na wyspę grupa rozprasza się na pierwszy rekonesans jaskiń, z których jedna może kryć poszukiwaną świątynię. Przybyciu grupy na miejsce towarzyszy załamanie pogody. Niespodziewane podmuchy wiatru zapowiadają huragan, który nocą więzi archeologów w zamieszkiwanej przez nich szopie. I dopiero wtedy pada pierwszy trup.

Alex dość długo zwlekał z zawiązaniem akcji, a samo rozwiązywanie zagadki zajęło zaledwie ostatnie strony. Przyzwyczajona do dość długich rozważań i rozmów, zaskoczona byłam tym szybkim zakończeniem. Przyznać trzeba także, że samo zabójstwo i dedukcja były bardzo oczywiste. Od początku wiadomo było kto zginie, a i nie trudno było domyślić się, kto będzie zabójcą. Dużo ciekawsze były wyjaśnienia archeologiczne i historyczne Karoliny oraz opis członków jej grupy badawczej. 

Powieść Alexa ponownie pełna jest szowinistycznych komentarzy - kobiety, mimo że wybitne badaczki - odpowiedzialne są za sprawianie ryb, gotowanie kawy i powinny nosić nienaganny strój. Czas akcji tłumaczy takie stosunki ale mimo to mnie niezmiernie denerwowały. 

Podejrzewam, że podczas pierwszej lektury także najbardziej ujęło mnie właśnie historyczne tło zagadki. Na półce czekają jeszcze trzy pozostałe kryminały tego autora, na które już się cieszę.

Moja ocena: 4/6

Joe Alex, Zmącony spokój pani Labiryntu, 166 str., Wydawnictwo Literackie 1975.