piątek, 30 stycznia 2015

"Listy z Rzymu" Zbigniew Kadłubek



Ta książka była dla mnie absolutnie nowym doświadczeniem czytelniczym. Jeszcze nigdy nie czytałam żadnego utworu pisanego po śląsku! Początkowo musiałam się nawet przyzwyczaić do czytania w tym języku, wizualnie oswoić się z sylabami, głoskami, dźwiękami, a przede wszystkim treścią. Dla mnie język śląski jest językiem domowym, w którym opisuje się codzienność, żartuje, przeklina i zwyczajnie rozmawia. Nigdy w tym języku nie rozmawiałam na poważne, naukowe tematy. Kadłubek tymczasem udowodnił, że można w nim snuć egzystencjalne rozważania, analizować istotę czasu i przemijania oraz stawiać śląski na równi z innymi językami. To ostatnie najbardziej widoczne jest w zdaniach, gdzie słowa włoskie czy niemieckie stoją obok śląskich. Dla mnie, fascynatki języków i lingwistyki to prawdziwa uczta czytelnicza.

Kadłubek jest w Rzymie, snuje się po uliczkach, błąka po zaułkach, tęskni i pisze. Pisze listy do ukochanej, w których na równi opowiada o swoich niemocach i bolączkach jak i o kondycji Śląska i jego mowy. Autor ubolewa nad brakiem akceptacji, uznania dla równorzędności języka śląskiego oraz ignorowania sytuacji Ślązaków. W gorzkich słowach wyraża się o braku zainteresowania ze strony kolejnych polskich rządów. 

Równocześnie autor stara się uchwycić istotę jestestwa Ślązaka - człowieka bezdomnego, nieukorzenionego, bezpaństwowego. Człowieka o stoickim spokoju, które wie jak dopasować się do kolejnych zawirowań historycznych. Zachwyciło mnie stwierdzenie:

"Bycie Ślonzokym to je stan duszy, a niy żodne obywatelstwo."

Bardzo prawdziwe słowa. I w pewnym sensie smutne. Gdy Kadłubek pisze, że Ślonsk sie traci to ogarnia mnie przerażenie, ale wiem, że ma rację. Rzadkie języki wymierają, małe społeczności zanikają, padają ofiarą globalizacji, unifikacji i powierzchowności. 
Poruszyły mnie cytowane przez autora słowa Kazimierza Kutza, który twierdzi, że by Śląsk zrozumieć, trzeba z niego wyjechać. Temat hajmatu i przynależności narodowej interesuje mnie szczególnie ale jestem niemal stuprocentowo przekonana, że niekoniecznie by tak było, gdybym została w kraju. 

Wyjątkowe przeżycie literackie, polecam Ślązaczkom, Ślązakom i tym, którzy chcą zrozumieć Śląsk.

Moja ocena: 5/6

Zbigniew Kadłubek, Listy z Rzymu, 96 str., Wydawnictwo Silesia Progress.



Za przekazanie książki dziękuję wydawnictwu Silesia Progress:


środa, 28 stycznia 2015

"Gdzie przykazań brak dziesięciu" Joe Alex



Kompletowania książek Alexa ciąg dalszy - ten tom czytałam już dawno, na tyle dawno, że zupełnie nie pamiętałam zagadki i jej rozwiązania. I dobrze, przynajmniej miałam satysfakcję z lektury i faktu, że tym razem dość szybko podejrzewałam właściwą osobę.

U Alexa nic nowego - trzeba napisać nową książkę, a wena jakoś nie nadchodzi. Nadchodzi za to Karolinka, która prosi o wyjazd z nią do stryjecznego dziadka, generała Johna Sommerville. Ten dziewięćdziesięciolatek jest znanym badaczem indyjskiej rzeźby, bogatym dziwakiem o kolonialnej przeszłości. Również przyjaciel Alexa - Ben - zawiadamia go, że policja regularnie otrzymuje listy z pogróżkami zabicia badacza. Dziadka Karoliny trzeba koniecznie ratować. Alex jednak dość szybko dowiaduje się, że to właśnie generał chce zabić człowieka, który go szantażuje, i nie należy chronić dziadka lecz przed dziadkiem. Na miejscu okazuje się, że krewny Karoliny mieszka w domu wielkości pałacu, położonym na stromym klifie oraz gości kilka osób - amerykańskiego naukowca wraz z córką, inżyniera metalurga oraz rzeźbiarza, którzy pomagają przy wytopie kopii rzeźb oraz koleżankę ze studiów Karoliny, która fotografuje bogate zbiory badacza.

Gdy wypadki toczą się zupełnie inaczej niż przewidywał pisarz i dziadek ginie, główną podejrzaną staje się nagle Karolina. Bardzo trudno jest Alexowi i Parkerowi odnaleźć właściwego mordercę, fakty wykluczają kolejne scenariusze, a każde nowe odkrycie jeszcze bardziej komplikuje śledztwo. Dodatkowo emocjonalne rozterki autora początkowo utrudniają obiektywne spojrzenie na sprawę. 

To kolejny typowy kryminał Alexa, bardzo angielski, bardzo staromodny i bardzo antykobiecy. Trzeba dużo samozaparcia, by bez mrugnięcia oka czytać takie wypowiedzi jak:

"Przecież umysł kobiecy nie nadaje się ani do projektowania wspaniałych gmachów, ani do pisania ksiąg, ani do malowania. Mogą one służyć jako inspiracja, to wszystko!" - to słowa wiekowego dziadka.

Joe dotrzymuje mu kroku, mówiąc:

"Dziwiłbym się, gdybyś reagowała inaczej. Człowiek... a nawet kobieta... ma wyobraźnię."
Sam Joe w tej powieści jest wyjątkowo zblazowany, epatujący bogactwem i zadufany.
Sięgając jednak po książki z tej serii, wiem z czym muszę się liczyć i czytam je dla samej zagadki, tłumacząc sobie powyższe irytujące szczegóły wiekiem powieści.

Moja ocena: 4/6

Joe Alex, Gdzie przykazań brak dziesięciu, 432 str., Czytelnik 1975.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

"Dziewczynka w czerwonym płaszczyku" Roma Ligocka



Ta książka od dawna tkwiła w mojej pamięci jako lektura do przeczytania. Ale jakoś nigdy nie dotarłam do księgarni, by ją kupić. W niedawnej promocji nabyłam audiobooka i chyba to nie był najlepszy pomysł - nie podobała mi się interpretacja Ostałowskiej, ciągle miałam poczucie, że czyta tekst jakby to była sensacyjna wiadomość z wieczornego dziennika. Ale książkę naturalnie wysłuchałam do końca, bo poza głosem lektorki nie mogę jej nic zarzucić.

Słuchałam jej jednak bardzo długo, musiałam sobie robić przerwy, bo ogrom okrucieństwa mnie przytłaczał i dusił. Roma Ligocka opisuje swoje życie - wprawdzie nigdzie nie zaznacza, że to biografia - ale jest niemal oczywistym, że to próba rozrachunku z przeszłością. Autorka urodziła się w żydowskiej rodzinie rok przed wojną. Dziewczynka nie poznała smaku dzieciństwa, pierwsze lata życia to groza, strach, ucieczki, ukrywanie się, brak możliwości zabawy, brak kontaktu z innymi dziećmi, niezrozumienie i wszechobecna śmierć. Ligocka żyje w symbiozie z matką, obie chronią się wzajemnie, instynktownie odczuwają lęki drugiej i praktycznie nigdy już nie zerwą tej bliskiej więzi, nawet wtedy gdy nie będą potrafiły się komunikować. 
Takie dzieciństwo wywrze wpływ na całe dorosłe życie Romy - niemożność nawiązywania bliższych kontaktów, lęki, bierność, a przede wszystkim depresja, uzależnienia i klasyczne objawy stresu pourazowego będą jej towarzyszyć już zawsze. 

Słuchając tej powieści nie mogłam otrząsnąć się z grozy i z poczucia niemocy. Pokuszę się na stwierdzenie, że dobrze rozumiałam zachowanie Ligockiej i na każdej stronie niemal odkrywałam kolejne klasyczne objawy wyżej wymienionych chorób. Zdumiewało mnie jak mało zrozumienia odnalazła wśród bliskich czy u lekarzy, z drugiej strony jestem świadoma, że osoby nie dotknięte tymi problemami praktycznie nie są w stanie się z nimi obchodzić. Cenię szczerość i prostotę języka autorki, umiejętność autodiagnozy (zakładam, że to wynik terapii) oraz wolę odszukania przyczyn jej problemów.

Poruszająca, wstrząsająca książka, która skłoniła mnie do rozważań o traumie, która rozciąga się na całe powojenne pokolenie oraz o wpływie dzieciństwa na całe życie. Można by pisać o niej tak wiele, ale każde słowo wydaje się być niczym w obliczu opisanych w niej przeżyć.

Moja ocena: 5/6

Roma Ligocka, Dziewczynka w czerwonym płaszczyku, czyt. Dominika Ostałowska, tł, Katarzyna Zimmerer, 462 str., Wydawnictwo Literackie.

sobota, 24 stycznia 2015

Stosikowe losowanie 2/15

Zapraszam do zgłaszania się do rundy lutowej! Pary rozlosuję 1 lutego, czas na przeczytanie książek mamy każdorazowo do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.

2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.

3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.

4. Mile widziana jest recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.

5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach z boku strony.

6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną z cyklu, można przeczytać pierwszy tom.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaniem liczby książek w stosie.

piątek, 23 stycznia 2015

"Prowadź swój pług przez kości umarłych" Olga Tokarczuk



Gdzieś mi się obiło o uszy, że to najsłabsza książka Tokarczuk, że dziwna, że nietypowa. Skuszona nazwiskiem autorki kupiłam ją kiedyś w antykwariacie i tak sobie czekała na swoją kolej. Potem znalazłam zestawienie książek polskich pisarek sporządzone przez Krytykę Polityczną i postanowiłam zainspirować się tą listą w moich literackich wyborach. 

Mnie jednak książka Tokarczuk się podobała. Zima, płaskowyż w Kotlinie Kłodzkiej, tuż przy czeskiej granicy, zagubiona w lasach osada składająca się z trzech domów - w takim mikrokosmosie autorka umieściła akcję książki. Główna bohaterka to starsza, samotna kobieta. Janina Duszejko wiele w życiu przeżyła, budowała mosty w różnych zakątkach świata, uprawiała sport, mieszkała w wielu miejscach, a teraz poświęca swój czas uczniom, które z oddaniem uczy angielskiego oraz zwierzętom i astrologii. Duszejko to wioskowa niegroźna wariatka, stara panna, która zapewne z powodu braku dzieci i lepszych zajęć walczy o prawa zwierząt. Nikt jej nie bierze na serio, bo przecież chodzi tylko o zwierzęta, które, jak powszechnie wiadomo, duszy nie mają. Poza tym od zawsze na nie polowano i właściwie nie wiadomo o co tej babie chodzi. Tymczasem Duszejko kocha przyrodę, cierpi gdy słyszy odgłosy polowania i wpada rozpacz, gdy widzi porzucone szczątki zwierząt. 
Druga jej pasja to astrologia i stawianie horoskopów - układem planet tłumaczy wszystkie wydarzenia. 

Ta samotna kobieta wypowiada walkę mężczyznom. To oni rozbijają się samochodami, to oni mają pieniądze i poklask, to oni wreszcie polują. Gdy jeden z nich umiera, a potem znajdowanie są ciała kolejnych, nikt nie traktuje poważnie jej doniesień o zemście zwierząt. Co więcej - sama ośmiesza się swoim zachowaniem, przede wszystkim gdy jej czynami kieruje Gniew (wiele słów pisanych jest w powieści wielką literą). Co ciekawe Duszejko świadoma jest tego, w jaki sposób jest postrzegana przez postronnych, swej roli przeźroczystej staruszki czy nieszkodliwej wariatki i potrafi te atuty wykorzystać. 

Nie tylko Duszejko to bardzo barwna postać. Także inni mieszkańcy Kotliny Kłodzkiej warci są uwagi - Dyzio, który w wolnym czasie tłumaczy utwory Williama Blake'a, pracownica lumpeksu o niespełnionych ambicjach czy Mitoga - pedantyczny sąsiad Janiny. Tokarczuk wszystkich bohaterów szkicuje z przymrużeniem oka, celowo przejaskrawia opisy postaci. Jej obrazy nie są jednak prześmiewcze, to ciepła, dobroduszna wręcz ironia, pobłażliwe spojrzenie na dziwaków zaludniających małe, zapyziałe miasteczka. Lekkość pióra i słowotwórczy talent Tokarczuk podkreślają tę płaszczyznę powieści.

Moja ocena: 5/6

Olga Tokarczuk, Prowadź swój pług przez kości umarłych, 315 str., Wydawnictwo Literackie 2009.

piątek, 16 stycznia 2015

"Cząstki elementarne" Michel Houellebecq



Moje pierwsze spotkanie z Houellebecqem wywarło na mnie wielkie wrażenie - od dawna nie czytałam tak męskiej książki, ukazującej tak bezpardonowo męski punkt widzenia. Nie jestem jednak w stanie jednoznacznie powiedzieć czy powieść Francuza mi się podobała. W pewnym sensie tak, ale było w niej wiele fragmentów, które zupełnie do mnie nie przemówiły.

Michel to czterdziestoletni badacz, naukowiec, ceniony i szanowany. Pewnego dnia bierze roczny urlop i zaczyna się zastanawiać nad sensem życia oraz rozwijać nową teorię naukową. Jego przyrodni brat Bruno także przechodzi pewnego rodzaju kryzys wieku średniego. Obaj cierpią z powodu niezbyt udanego dzieciństwa. Ich matka podrzuciła chłopców na wychowanie dziadkom, sama wybierając życie dziecka-kwiatu. I mimo, że chłopcy zaznali miłości dziadków, to brak więzi z rodzicami zaważy na ich życiu uczuciowym i seksualnym. Obaj nie są w stanie nawiązać głębszych związków, dojrzewają do nich dopiero gdy już jest niemal za późno. Obaj mają anormalny stosunek do seksu. Podczas gdy dla Michela jest to zagadnienie drugoplanowe, Bruno wydaje się mieć obsesję na tym punkcie, a celem wszystkich jego zachowań wydaje się być stosunek płciowy. 

Co mi się więc podobało? Wyżej wymieniony męski punkt widzenia czyli postrzegania świata, uczuć, seksu. Niewątpliwie przedstawienie dzieciństwa i młodości mężczyzn, ukazanie wagi tych doświadczeń i ich wpływu na całe życie. Nużyły mnie za to podszyte fizyką rozważania Michela. Nie chciało mi się za nim podążać, bo ta działka mnie zwyczajnie nie interesuje.

Odczytuję tę książkę, jako powieść o jednostce, ale autor w tle ilustruje francuskie pokolenie, które w latach sześćdziesiątych tworzyło nowy świat. Ich życie kręciło się wokół przyjemności, swobody intelektualnej i seksualnej, kultu ciała i życia. Teraz to czterdziestolatkowie, których życie okazało się być puste, a oni pełni są frustracji i rozczarowania. Ich ideały nie zdały egzaminu, młodość przeminęła, a z wielkich planów pozostała tylko samotność. To w gruncie rzeczy bardzo smutna i depresyjna książka - pełna śmierci, rozpaczy, rozczarowania i poczucia zawodu. Unaocznia jak kruche jest życie i jak szybko okazuje się, że odpowiedni czas minął. W pewnym momencie musiałam odłożyć lekturę, gdyż zbyt bardzo mnie przygnębiała. Mimo to nie żałuję, że przeczytałam tę powieść. Bardzo podobała mi się dosadność autora, ascetyczny język i tak podkreślany przeze mnie męski punkt widzenia.

Moja ocena: 4,5/6

Michel Houellebecq, Elementarteilchen, tł. Uli Wittmann, 358 str., Dumont Verlag.

sobota, 10 stycznia 2015

"Dom w Riverton" Kate Morton


Nie pamiętam kto i kiedy polecił mi tę książkę ale kilka lat temu kupiłam ją w prezencie dla cioci męża. Ona także zachęciła mnie do lektury, a ja zwlekałam z nią tak długo, aż stosikowe się ulitowało:)

I wiecie co, książkę połknęłam jednym tchem. To bardzo przyjemna, dość lekka ale nie płytka lektura. Z przyjemnością zatopiłam się w świecie Anglii z początku XX wieku. Narratorką powieści jest Grace, która jako czternastolatka rozpoczyna służbę w posiadłości Riverton. Dziewczyna, córka byłej służącej, od początku wdrażana jest w rolę pokojówki, a szczytem jej kariery ma być zostanie osobistą służącą pani. Morton szkicuje pozornie czarno-biały świat - służby i państwa. Kamerdyner Hamilton dba, by nie został on zachwiany. Tu każdy wie, jaką ma rolę, jakie obowiązki, jak mu się wolno zachować, co wypada, a co nie. Te ramy w pewien sposób ułatwiają życie, nie pozostawiają pola do zmian, ale równocześnie wiążą, zamykają w ścisłych konwenansach i wydaje się, że jest to bardziej dotkliwe dla kobiet dobrze urodzonych. 

To jednak także świat pełen skrywanych tajemnic, niedomówień i niezdolności rozmawiania o uczuciach. Dzięki konstrukcji książki czytelnik już na pierwszych stronach dowiaduje się o jaką tajemnicę chodzi, ale aż do ostatniej strony autorka trzyma w napięciu. Akcja bowiem przeplatana jest wydarzeniami z 1999 roku, kiedy to prawie stuletnią już Grace odwiedza amerykańska reżyserka, kręcąca film o ostatnich mieszkańcach Riverton. Ale nawet jej Grace nie zdradza swojej tajemnicy. Nagrywa za to dla wnuka-pisarza historię swojego życia na kasety - opowiada o dziejach rodu Hartfordów, koncentrując się na rodzeństwie - Davidzie, Emmeline i Hannah. To przede wszystkim ich losy poznajemy, a dzięki nim szalone lata dwudzieste, emancypację kobiet oraz grozę I wojny światowej. 

Taka konstrukcja powieści, świetnie oddane realia epoki, ciekawa zagadka oraz perspektywa narracji - z punktu widzenia służącej oraz starszej kobiety czynią z tej książki naprawdę niezły kawałek literatury. Morton udało się wciągnąć mnie w swój świat, pobudzić moją wyobraźnię i zmusić do niemal nieprzerwanej lektury.

Moja ocena: 5/6

Kate Morton, Dom w Riverton, tł. Anna Gralak, 528 str., Wydawnictwo Albatros 2013.

niedziela, 4 stycznia 2015

"Trzy połówki jabłka" Antonina Kozłowska



Po bardzo satysfakcjonującej lekturze Czerwonego roweru, sięgnęłam po pierwszą książkę Kozłowskiej i ponownie się nie rozczarowałam. Autorka pisze o zwykłych kobietach, które sprzątają, gotują, wycierają usmarkane buzie dzieci, biegają między pracą, a domem i mają rozterki. 

Tak jest w przypadku Teresy, która prowadzi całkiem normalne życie dość dobrze sytuowanej mężatki. Mąż całymi dniami pracuje i nieźle zarabia, a ona wychowuje dwoje małych dzieci, dorabia ucząc angielskiego w szkole językowej i nie do końca zadowolona jest z takiego życia. Nie wystarczają jej wieczory przed telewizorem, nieobecny duchem mąż, zamknięcie w domowym mikrokosmosie. Nie wystarczają także dlatego, że kiedyś był ktoś, kto magicznie przyciągał, fascynował, pojawiał się i znikał. Tego kogoś Teresa przypadkiem znowu spotyka i jej nudne, uporządkowane życie staje się nie do zniesienia.

Kozłowska ukazuje historię miłości i wyborów Teresy naprzemiennie opisując wydarzenia teraźniejsze i przeszłe. Tajemniczy Ktoś czyli Marcin zawsze był, miał swoje miejsce w sercu i myślach Teresy, a teraz nadszedł czas na podjęcie ciągle odsuwanej decyzji. Dotychczas ich losy schodziły się i rozchodziły, decyzje były podejmowane mimochodem, a fascynacja nie gasła. Teresa musi wybierać między nudną pewnością, a przyszłością nieznaną i pociągającą. Opisując dylematy głównej bohaterki, autorka przy okazji ukazuje dwa małżeństwa - sposób ich funkcjonowania, bolączki, wzloty i upadki, kusi się o analizę zdrady. Nie ocenia, nie wartościuje ale ukazuje różne jej aspekty. Tutaj nic nie jest czarne, bądź białe, a każdy wybór oznacza rezygnację z czegoś innego.

Z przyjemnością przeczytałam tę powieść, Kozłowska piszę rzutko, ma świetny zmysł obserwacji i niezwykle plastycznie oddaje warszawską rzeczywistość. Bardzo cenię jej język i spostrzegawczość.

Niestety nie mam Kukułki w swoim stosie, ale na pewno znajdzie się na mojej liście książek do przeczytania.

Moja ocena: 5/6

Antonina Kozłowska, Trzy połówki jabłka, 271 str., Wydawnictwo Otwarte 2012.

czwartek, 1 stycznia 2015

Podsumowanie roku 2014

Czas na to, co tygrysy lubią najbardziej czyli roczna statystyka. W tym roku czytałam sporo książek grubych, co ma wpływ na ogólną ilość przeczytanych - 72 książki oraz 2 niedokończone. Dzięki 15 audiobookom w ogóle udało mi się osiągnąć taki wynik. Ten rok był przełomowy i pewnie dlatego przeczytałam nieco mniej książek, choć dzięki urlopowi wielkanocnemu oraz pobytowi w sanatorium osiągnęłam zadowalający wynik. Jak zwykle te okropne internety zmniejszają mój czas przeznaczony na czytanie.

W tym roku odwiedziłam mniej egzotycznych krajów, niż zazwyczaj oraz czytałam wyjątkowo dużo polskiej literatury:

Polska - 27 książek
Niemcy - 13 książek
Wielka Brytania - 10 książek
USA - 7 książek
Islandia - 3 książki
Szwecja - 2 książki

Po 1 książce przeczytałam z Argentyny, Brazylii, Belgii, Danii, Indii, Jamajki, Kanady, Niderlandów, Peru, Portugalii, RPA oraz Włoch. 

Cieszy mnie, że przynajmniej odwiedziłam wszystkie kontynenty (tradycyjnie oprócz Australii).

Po raz pierwszy więcej czytałam po polsku - aż 43 książki w tym języku, 30 po niemiecku i 1 po angielsku. To dlatego, że wreszcie zaczęłam systematycznie czytać książki z mojego stosu.

28 książek napisały kobiety, 43 mężczyźni, 3 książki są autorstwa duetu damsko-męskiego.

3 książek psychologicznych nie zrecenzowałam na blogu.

Tak samo jak w 2013 roku, pięć razy sięgałam po Noblistów, w tym czterech było mi dotąd nieznanych.
Przy okazji przypominam, że wyzwanie Projekt Nobliści nadal trwa i serdecznie do niego zapraszam:


Wyzwanie południowoamerykańskie nadal cieszy się małą popularnością, ja w jego ramach przeczytałam pięć książek i nadal nie poznałam literatury Boliwii, Gujan, Paragwaju, Surinamu, Wenezueli oraz Urugwaju. Koniecznie chciałabym w tym roku zaliczyć choć kilka z tych krajów.


Zupełnie przestałam czytać Zolę, co mnie bardzo smuci i mam nadzieję w tym roku wrócić do jego cyklu, a może i uczestnicy wyzwania znajdą czas na lekturę?


Raczej nie będę się przyłączać do nowych wyzwań ale chciałam zwrócić na bardzo ciekawe wyzwanie założone przez Setną stronę:



I czas na książki, które chciałam w tym roku wyróżnić:

- trylogia Zofii Kossak-Szczuckiej,
- "Wszystko zależy od przyimka" Jerzy Bralczyk, Jan Miodek, Andrzej Markowski, Jerzy Sosnowski,
- "Legion" Elżbieta Cherezińska,
- "Czerwony namiot" Anita Diamant,
- "Odkrycie nieba" Harry Mulisch,
- "Poradnik domowy killera" Hallgrímur Helgason,
- "Raz. Dwa. Trzy" Hubert Klimko-Dobrzaniecki,
- "Pierony" Dariusz Kortko, Lidia Ostałowska,
- "Religa" Dariusz Kortko, Judyta Watoła
- "Czerwony rower" Antonina Kozłowska

Niestety nie umiem zrobić takiej ładnej grafiki z wszystkimi okładkami, jakie widziałam na wielu blogach, więc podlinkowałam po prostu wszystkie tytuły.

Rok temu pisałam się z 200 osób, które polubiły mój profil na fejsbuku, teraz jest ich już ponad 400!! 
W ostatnich miesiącach poznałam kilka nowych blogów, które na stałe trafiły do mojego blogrolla, a są to: Tylko burak nie czyta, Setna strona oraz Moja pasieka

Dziękuję wam za liczne komentarze, dowody sympatii i życzę rozczytanego oraz pełnego literackich odkryć Nowego Roku! 

Stosikowe losowanie 1/15 - pary

Karto_flana wybiera numer książki dla Anne18 (w stosie 32 książki) - 31
Anne18 wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 792 książki) - 705
ZwL wybiera numer książki dla Marianny (w stosie 132 książki) - 67
Marianna wybiera numer książki dla Bujaczka (w stosie 100 książek) - 38
Bujaczek wybiera numer książki dla Anny (w stosie 21 książek) - 3
Anna wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 170 książek) - 161
Maniaczytania wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 131 książek) - 5
Guciamal wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 125 książek) - 60


Kochani, ponieważ zdarzało się, że ktoś z uczestników losowania przegapił końcówkę miesiąca, założyłam listę mailingową z przypomnieniami. Niestety nie udało mi się odnaleźć adresów mailowych wszystkich z was. Jeśli ktoś w grudniu nie dostał ode mnie maila, a chciałby dostawać, proszę o podanie mi adresu. A jeśli ktoś dostał maila, a nie chciałby dostawać, proszę o informację.

I szczęśliwego, książkowego Nowego Roku!!!

Znalezione na Pinterest.