czwartek, 4 lutego 2016

"Everest. Na pewną śmierć" Beck Weathers, Stephen G. Michaud



Jeśli macie ochotę na książkę o górach, o wspinaczce, o przeżyciach na szlaku, to po powieść Weathersa nie sięgajcie. Gór tu bardzo mało, autor opowiada bowiem głównie o swoim życiu. 
Początek zapowiada się interesująco, Weathers wraca do swoich przeżyć podczas wspinaczki na Mount Everest w maju 1996 roku, która skończyła się dla wielu uczestników ragicznie, a dla samego autora niemal śmiercią. W niewytłumaczalny sposób udało mu się ocknąć ze śmiertelnego otępienia i powrócić o własnych siłach do obozu. W trakcie tej wyprawy zginęło wiele osób, a wersji wydarzeń jest pewnie tyle, ilu uczestników. Weathers nikogo nie ocenia, zakłada, że w tak ekstremalnej sytuacji, każdy zachował się w możliwie najlepszy sposób, koncentruje się raczej na cudzie, jaki uratował mu życie. Tę wyprawę przypłacił rozległymi odmrożeniami i wieloma miesiącami leczenia. 

Ta historia to jednak tylko niewielka część książki. Odniosłam wrażenie, że pisanie tej powieści miało być dla autora formą autoterapii. Szczerze opisuje swoje życie, problemy z depresją oraz w małżeństwie. Według niego wina za nieporozumienia małżeńskie leży po jego stronie - koncentracja na hobby, pracy i pozostawianie żony i dzieci sobie samym oddaliły go od rodziny. Weathers podążał za kolejnymi pasjami, by w końcu zatrzymać się na wspinaczce górskiej. Każde nowe hobby oznaczało poświęcenie się mu całkowicie i wybieranie jak najbadziej ekstremalnej wersji. 

Jak można się domyślić, wydarzenia na Evereście naturalnie odmieniły życie autora - docenił żonę, rodzinę, kruchość egzystencji. Prawdziwe ale podane w bardzo banalny sposób. Nie ukrywałam nigdy, że mam alergię na amerykańskość. A tutaj jest ona wszechobecna, wgryza się w człowieka jak za słodki lukier. Wszystko jest wyjątkowe, niesamowite, możliwe, aż przytłaczające. 

Kuleje niestety struktura książki. W przypadku niektórych wypraw, jak tej na Antarktydę, autor przytacza szereg, w większości banalnych, faktów na temat celu, opisuje swoje wyposażenie. Inne wyprawy kwitowane są znowu zaledwie kilkoma zadaniami. Tak jakby nie mógł się zdecydować, czy pisze książkę o wyprawach, czy o sobie. Powstaje misz-masz i książka o wszystkim, a w efekcie o niczym. 

Everest jest książką z gatunku do-czytania-na-jeden-wieczór-lub-na-plażę. Przyjemna, lekka, ale nie pozostawia po sobie ani grama zadumy. 

Moja ocena: 3,5/6

Beck Weathers, Stephen G. Michaud, Everest. Na pewną śmierć, tł. Janusz Ochab, 311 str., Agora 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz