wtorek, 31 maja 2016

"Harry Potter i Kamień Filozoficzny" J. K. Rowling, Jim Kay



Tym razem nie zamierzam pisać o treści niedawno przeczytanej książki. Cóż zresztą pisać o tak kultowej książce. Rękę dam, że o małym chłopcu z blizną na czole napisano już wszystko, a jego historia została zinterpretowana na wszystkie sposoby. 

Zilustrować książkę wydaną i znaną na całym świecie? Książkę, którą znają wszyscy, a filmy nakręcone na jej podstawie stały się hitami. Jak stanąć twarzą w twarz z wizją autorki, reżysera, scenarzysty, kostiumografia, a przede wszystkim milionów czytelników? Dla mnie zadanie co najmniej karkołomne. Podziwiam Jima Kaya za podjęcie się tej pracy. Ale zapewne ciekawi jesteście jak udało mu się sprostać moim oczekiwaniom?


Jestem zachwycona całą książką - wydana jest tak starannie i pięknie, że chciałoby się ją oglądać i oglądać. Zanim otrzymałam polską wersję, udało nam się rzucić okiem do środka w portugalskim fnac-u i już wtedy zaparło córce i mnie dech w piersiach. Gdy rodzice przywieźli nam polskie wydanie, córka od razu porwała je i zniknęła na wiele godzin. 


Ilustracje Kaya, w większości akwarele, są magiczne. Stworzył on swój własny świat - baśniowy, niezwykle barwny i działający na wyobraźnię. Jestem oczarowana jego dbałością o szczegóły, rozmachem i wyobraźnią. Cudowne są karty przypominające leksykon, w których Kay ilustruje typy troli czy smocze jaja.


Książka wydana jest z niezwykłą dbałością. Nie spodziewałam się aż tylu ilustracji! Niemożliwym jest umieszczenie ilustracji na każdej stronie, ale doliczyłam się maksymalnie czterech stron z samym tylko tekstem, ale nawet one komponują się z całą wizją wydania. Znajdują się na nich rozpryski farby, kleksy, delikatne cienie, dzięki czemu czytelnik nie traci wrażenia trzymania w rękach albumu. Podkreśla to także delikatnie beżowy kolor stron. Książka ma barwną obwolutę, ale także właściwa okładka oraz jej wewnętrzne strony opatrzone są szkicami. Największe wrażenie robią jednak ilustracje obejmujące dwie strony. To cały świat pełen szczegółów, który można odkrywać i analizować godzinami.


To cudeńko jest oglądane i czytane u nas niemal non-stop. Starsza zainspirowana tym wydaniem czyta po raz enty całą serię, ja ponownie podczytuję, a sześciolatek na razie ogląda i czyta niektóre zdania. Mam wielką nadzieję, że współpraca z Jimem Kayem będzie kontynuowana. Na pewno skompletujemy serię o Harrym na nowo!

Moja ocena: 6/6

J.K. Rowling, Jim Kay, Harry Potter i Kamień Filozoficzny, tł. Andrzej Polkowski, 246 str., Wydawnictwo Media Rodzina. 

niedziela, 29 maja 2016

"Regulamin tłoczni win" John Irving


Nie należę do fanów Irvinga, przypominam sobie z trudem, że czytałam chyba tylko Świat według Garpa i to w zamierzchłej przeszłości. Do tej książki zachęcił mnie tytuł, niemiecki jest bardzo intrygujący (odwołuje się do słów Larcha, dotyczących jego pracy, mającej być diabelskim przyczynkiem do  boskiego dzieła, ciekawa jestem polskiego tłumaczenia!). Zdecydowałam się na audiobooka i nie zauważyłam jaką ma objętość, słuchałam go ponad dwa miesiące!

Historia doktora Wilbura Larcha, wielkiego altruisty, który prowadzi dom dla sierot, a także pomaga kobietom, które chcą pozbyć się niechcianych dzieci i ciąż. Te pierwsze pozostawiają noworodki w sierocińcu, a te drugie proszą o aborcję. Najważniejszą z sierot jest Homer Wells - dziecko, które przynależy do tego domu. Żadna z prób adopcji nie zakończyła się powodzeniem, aż wreszcie przybranymi rodzicami Homera stają się doktor Larch oraz siostry Angela i Edna. Homer niepostrze żenie staje się pomocnikiem Larcha i rozwija swój niezaprzeczalny talent medyczny. To bardzo pobieżny skrót fabuły, nie sposób opisać jej całej. Irving wprowadza tak wiele dokładnie scharakteryzowanych postaci oraz wątków pobocznych, że materiału mogłoby starczyć na kilka powieści. Akcja powieści jest dynamiczna i ciekawa, ale moim zdaniem nie ona jest tu najważniejsza. Ta wielowątkowa fabuła jest tylko przyczynkiem do rozważenia wielu pytań.

Pierwsze z nich to oczywiście kwestia aborcji. Autor nie skupia się na tylko jednej stronie tego zabiegu - nakreśla wszelkie jej aspekty, argumenty za i przeciwko, wplatając w akcję powieści postaci, które przed tym trudnym wyborem muszą stanąć. Pytanie czy lepiej usunąć ciążę czy urodzić kolejną sierotę pozostanie do końca otwarte, choć zdanie autora jest wyczuwalne. Akcja powieści rozgrywa się na początku dwudziestego wieku, a problem tak szeroko naświetlony przez Irvinga, nadal współcześnie nie został rozwiązany w wielu krajach. Ta smutna aktualność powieści uderzyła mnie od pierwszych rozdziałów.

Co jest ważniejsze w życiu - bycie użytecznym czy szczęśliwym? Na ile ważne jest własne szczęście, jak ważna jest rola przydzielona nam na ziemi? Zdanie doktora Larcha jest oczywiste - użyteczność jest najważniejsza, Homer podziela tę opinię, przez wiele lat boryka się jednak z tym pytaniem. Szukanie tożsamości, odkrywanie pragnień, uwalnianie się od piętna sierocińca decyduje o losie chłopaka. Jego życie splata się ściśle z dwójką młodych ludzi, którzy pewnego dnia odwiedzili sierociniec. Pokusa życia rodzinnego i magia pierwszego uczucia uwikłają Homera na lata. To spotkanie, a także jedno kłamstwo mają decydujący wpływ na życie całej trójki. W moim odczuciu wpływ przypadku na życie to kwestia najistotniejsza w tej książce, ważniejsza nawet od problematyki aborcyjnej. Irving ukazuje jak pozornie nic nieznaczące wydarzenia czy słowa zmieniają koleje losu. 

Irving to gawędziarz, który potrafi opowiadać bez końca, umiejętnie wplatać wątki poboczne, dygresje, retrospekcje i wspomnienia. Ta powieść mogłaby toczyć się dalej, trwać bez końca. O ile w przypadku fabuły miewałam uczucie przesytu oraz czasem drażniły mnie zbiegi okoliczności, to szkicami poszczególnych postaci byłam i jestem zachwycona. Irving to zdecydowanie mistrz kreowania barwnych, realnych charakterów. 

Moja ocena: 5/6

John Irving, Gottes Werk und Teufels Beitrag, tł. Thomas Lindquist, czyt. Rufus Beck, 848 str., Hörbuch Hamburg.

sobota, 28 maja 2016

"Papusza" Angelika Kuźniak


Najpierw całkiem przypadkowo trafiłam na film, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Z zaskoczeniem podczas lotu Singapur - Stambuł odkryłam dział kino świata wśród nieograniczonych możliwości systemu rozrywki pokładowej. Jednym z czterech polskich filmów była właśnie Papusza. Porzuciłam więc lekturę powieści Isabel Allende na rzecz seansu w środku nocy. Film bardzo mi się podobał, przyznam, że bardzo poruszył, choć muszę zaznaczyć wraz z wiekiem rośnie u mnie także sentymentalizm i empatia. Po obejrzeniu filmu postanowiłam, że jak najprędzej muszę przeczytać książkę. Tradycyjnie wegetowała na czytniku już od lat.

Temat Cyganów przewija się u nas w domu niemal non-stop. W Portugalii widujemy ich właściwie codziennie, zawsze z końmi, zawsze z wozem. Dla moich dzieci to nowość, w Niemczech chyba nigdy nie spotkaliśmy Romów. Omawialiśmy więc już kulturę, sposób życia, zwyczaje, przesądy, a przede wszystkim język. Przeczytanie Papuszy miałam więc w planach już od dawna, a zainteresowanie się bliżej tą tematyką jest logiczną konsekwencją jej aktualności w Portugalii. Jako ciekawostkę podam, że na ostatnim festiwalu Berlinale jedną z nagród zdobyła Leonor Teles - portugalska reżyserka pochodzenia romskiego. W swoim filmie krótkometrażowym rozprawia się z  przesądem o rzekomym lęku Cyganów przez żabami, który ma swoje źródło w starej romskiej legendzie. W Portugalii przed wieloma sklepami stoją figurki żab, które mają odstraszać Cyganów - Teles interpretuje ten fakt jako bezpodstawne uprzedzenie.

Wracając jednak do książki - poruszyła mnie tak, jak film. Historia Papuszy to dla mnie opowieść o utracie i szukaniu tożsamości. Papusza, która tak bardzo kocha cygański sposób życia, akceptuje surowe zasady i mentalność, równocześnie odczuwa niewiarygodny pęd ku nauce czytania. Ta żądza wiedzy zgubi ją w końcu. Ostracyzm i odrzucenie przez środowisko romskie złamią ją. Do końca życia będzie żałować, że nauczyła się czytać, że podążyła za realizacją swojego talentu. Ta umiejętność czyniła ją podejrzaną, inną i dlatego właśnie na niej skrupił się gniew Cyganów po publikacji monografii Ficowskiego. Nie tylko Papusza przecież spędzała z nim czas, jego wiedza była sumą doświadczeń zebranych podczas pobytu taborze.

Fascynuje mnie biografia Papuszy - innej niż wszyscy, odrzuconej, a równocześnie zdumiewająco pokornej. Jej skromność, umniejszanie własnego talentu są zdumiewające. Wielokrotnie opisuje się jako prostą Cygankę t ęskniącą za lasem i swobodą. Bo nie tylko odrzucenie i samotność doprowadziły ją do obłędu, lecz także utrata naturalnego środowiska, możliwości przemieszczania się. Papusza była niczym ptak w klatce, ptak przez nikogo nie rozumiany, samotny, z podciętymi skrzydłami.

Moje zainteresowanie postacią Papuszy idzie zapewne w parze z zaciekawieniem całą tematyką romską. Cieszę się, że mam na półce jeszcze jedną książkę powiązaną z Romami i planuję przeczytanie jej w najbliższym czasie.

Moja ocena: 6/6

Angelika Kuźniak, Papusza, 200 str., Wydawnictwo Czarne 2013.

środa, 25 maja 2016

Stosikowe losowanie 6/16

Zapraszam do zgłaszania się do rundy czerwcowej! Pary marcowe rozlosuję tradycyjnie 1 czerwca, czas na przeczytanie książek mamy każdorazowo do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.

2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.

3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.

4. Mile widziana jest recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.

5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach z boku strony.

6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną z cyklu, można przeczytać pierwszy tom.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaniem liczby książek w stosie.

poniedziałek, 23 maja 2016

"Modlitwa o deszcz" Wojciech Jagielski


Czasami siegając po książkę, mam przeczucie, że może okazać się niewypałem, innym razem przekonana jestem, że mogę brać się za lekturę w ciemno, bo książka będzie rewelacyjna. Po książce Jagielskiego spodziewałam się wyśmienitego reportażu. Czytam właśnie powieść Malali Yousafzai i pomyślałam, że te książki świetnie się uzupełnią. Niestety po przebrnięciu, podkreślam przebrnięciu, przez 15 %, które zajęło mi blisko tydzień, zrezygnowałam.

Właściwie nie mogę tej książce nic zarzucić. Sprawia wrażenie porządnie napisanego, przemyślanego reportażu. Mnie pokonała chyba ilość faktów, nazwisk, wydarzeń. Przy czym zazwyczaj sobie radzę z książkami ambitniejszymi niż choćby Jeżycjada :P Obawiam się, ze trafiłam w zły moment. Gdy rozpoczynałam lekturę, znowu moje życie wzięło ostry, nieprzewidywalny zakręt i w głowie miałam wszystko, tylko nie zawirowania afgańskiej historii. Mimo to nie odczuwam ani chęci, ani potrzeby wrócenia do lektury w spokojniejszej chwili. 

Bez oceny.

Wojciech Jagielski, Modlitwa o deszcz, 368 str., Wydawnictwo Znak.

niedziela, 22 maja 2016

"Skuggasund" Arnaldur Indriðason


Nie zauważyłam nawet, że ukazała się kolejna powieść Indriðasona, a że u mnie z czasem na czytanie znowu kiepsko migiem wysłuchałam audiobooka, choć wiedziałam, że w przypadku Islandczyków to zawsze nieciekawy pomysł, bo niestety lektorzy potwornie kaleczą wymowę. 
Gdy jednak udało mi się przymknąć oko na tę niedogodność, z przyjemnością wróciłam do Reykjavíku.

Skuggasund to jeden z kryminałów Indriðasona, który powstał poza cyklem o Erlendurze. W tych książkach autor szczególnie koncentruje się na historii Islandii i chyba nawet te kryminały wolę.

W jednym z mieszkań w islandzkiej stolicy umiera starszy, samotny mężczyzna. Policję zawiadamia zaniepokojona sąsiadka. Przykra sytuacja, która jednak nie należy do rzadkości. Pozory jednak mylą, Stefán został uduszony. Policja nie ma żadnego punktu zaczepienia, z mieszkania nic nie zginęło, a staruszek prowadził spokojne życie. Podczas przeszukiwania mieszkania policjanci odkrywają wycinki ze starych gazet, dotyczące morderstwa z czasu drugiej wojny światowej. Islandia pozostawała pod okupacją brytyjską, a później amerykańską. Młodzi żołnierze rozbijali się po Reykjaviku jeepami, uwodzili młode Islandki i obiecywali im dostatnie życie za oceanem. Właśnie taka zakochana para przypadkiem podczas ukradkowej schadzki trafia na ciało młodej dziewczyny ukryte przy budowanym właśnie teatrze. Śledztwem zajmuje się policjant Flóvent oraz pracujący dla amerykańskiego wojska Thorson. Pierwsze podejrzenia skierowane są w kierunku stacjonujących na wyspie żołnierzy, stąd udział Thorsona. Bardzo szybko jednak śledztwo pobiegnie w innym kierunku, szczególnie uwzględniając wiarę wielu Islandczyków w elfy.

Z tego śledztwa nie zachowały się niemal żadne dokumenty, współcześni policjanci szukają przyczyn morderstwa na ślepo. Emerytowany policjant Konráð postanawia jednak pomóc zaangażowanej w śledztwo koleżance i bliżej bada powiązania między tymi dwoma morderstwami.

Akcja stale przeskakuje między wydarzeniami z lat czterdziestych, a współczesnymi. Czytelnik obserwuje mozolne poszukiwania Konráða, dzięki naprzemiennemu prowadzeniu fabuły ma nad nim przewagę. Mimo to akcja pozostaje dynamiczna, a prawdziwy sprawca do końca niejasny, choć można się było domyślać w jakim kierunku śledztwo się potoczy. Najsłabszą stroną kryminału jest ponownie język - prosty, infantylny wręcz. Autor wielokrotnie powtarza i rekapituluje wydarzenia, tak jakby się bał, że czytelnik może nie dać rady podążać za naprzemiennym prowadzeniem akcji. Akurat w przypadku audiobooków taki język ułatwia odbiór książki ale jednak wolałabym bardziej wyrafinowane zdania. 

Ponownie nie zawiodłam się na Indriðasonie - oczekiwałam rozrywki i ją otrzymałam, a dodatkowo poznałam kilka nowych faktów z islandzkiej historii.

Moja ocena: 4/6

Arnaldur Indriðason, Schattenwege, tł. Coletta Bürling, 427 str, Bastei Lübbe Verlag 2015.

czwartek, 19 maja 2016

"Cyrk na kółkach czyli język polski na wesoło" Monika Hałucha, Anita Graboś


Cyrk na kółkach to wymarzona książka dla moich dzieci. Jest zachwycająca, inspirująca i  ciągle w użyciu. Posłuchajcie dlaczego! 


Język polski nie jest u nas traktowany po macoszemu, to jeden z czterech języków, którego używamy codziennie i z dumą słucham, jak pięknie moje dzieci w nim mówią. Ich słownictwo to zbiór tego, co słyszą ode mnie, znają z książek i sporadycznie z filmów. Wciąż więc poszukuję źródeł wzbogacania zasobu słów, a zwłaszcza związków frazeologicznych czy przysłów. Bardzo staram się używać języka różnorodnego, synonimów, potocznych powiedzonek, ale nie jestem w stanie ogarnąć wszystkiego.  Cyrk na kółkach pasuje nam idealnie, bo nie dość, że to skarbnica frazeologizmów, to jeszcze bardzo ciekawa. Żaden tam leksykon czy słownik ale zadania (tak zastępujemy przydługie określenie zabawy edukacyjne)! Czyli to, co moje dzieci uwielbiają. 


Łamigłówki, szukanie różnić, kolorwanie, łączenie punktów, a przede wszystkim kreowanie własnych prac, które nawiązują do przedstawianych zwrotów.


Od czasu pracy z tą książką dużo rzadziej kupujemy kota w worku, czasem chowamy się do mysiej dziury i bardzo często mamy wilczy apetyt. W przypadku Cyrku na kółkach nie ma co szukać dziury w całym, tutaj wszystko gra, a autorki mogą być dumne jak paw. 

Książka wydana jest w formie bloku, poszczególne karty z zadaniami można wyrywać i dzieci mogą pracować równocześnie.
Różnorodność zadań i łamigłówek, dobór przysłów oraz ilustracje - podoba nam się wszystko. Polecam z całego serca!

Monika Hałucha, Anita Graboś, Cyrk na kółkach czyli język polski na wesoło, Nasza Księgarnia 2016.

wtorek, 17 maja 2016

"Człowiek nietoperz" Jo Nesbø


Kolejne gorzkie rozczarowanie skandynawskim kryminałem. Może nie było tak źle, jak w przypadku Läckberg, ale do zachwytu mi daleko. Człowiek nietoperz stał u mnie na półce od lat, ciągle zwlekałam za zabranie się za lekturę nowego cyklu, odstraszała mała czcionka i zapewne konieczność zatopienia się w nowy świat? Dopiero Zacofany w Lekturze losowo zmusił mnie do zawarcia znajomości z panem Nesbø.

Nie będę straszczać książki, zresztą moim zdaniem w przypadku kryminału to kontraproduktywne, a i łatwe do wyguglowania. Skupię się na kilku punktach, które mnie u Nesbø rozczarowały.

1. Główny bohater.

Nie czuję go. Harry Hole jest dla mnie nieprzewidywalny, w sensie negatywnym. Zachowuje się impulsywnie, bezsensownie, niekonsekwentnie. Autor bardzo oszczędnie przedstawia jego przeszłość, tak że trudno znaleźć podkładkę do takich, a nie innych zachowań. Wraz z biegiem akcji, wiele staje się jasne, mimo to nie czuję na razie mięty do Hole'a, a i napiętrzenie traumatycznych przeżyć wydaje mi się być mało realistyczne.
Dobre są za to naturalistyczne sceny, w których bardzo szczegółowo opisany jest nałóg alkoholowy policjanta - picie, rzyganie, beznamiętny seks z dziwką, a także psychiczne rozdarcie - to najlepsze momenty książki.

2. Akcja.

Rozwlekła, pełna nic nie wnoszących dygresji, zagmatwana i nudna. Ciągle zastanawiałam się czemu niektóre opisy służą oraz kiedy wreszcie zacznie się akcja. Sama zagadka kryminalna ani mnie poruszyła, ani zaskoczyła. Mam wrażenie, że autor tak bardzo chciał ukazać tło społeczno-historyczne Australii, że przesadził. Jest tu półświatek, handlarze narkotyków, alfons i jego dziwki oraz problemy Aborygenów. Mogło być ciekawie ale zagadka kryminalna nie wtapia się w to tło, wątki nie splatają się dostatecznie, i w oczekiwanu na przyspieszenie akcji, walczyłam wiele razy z chęcią przekartkowania tych opisów.

3. Zakończenie.

Niby otwarte, ale jednak nie. Ckliwe powiedziałabym. Nie zachęca mnie do kontynuacji znajomości z Holem. Znajome głosy jednak podpowiadają, że warto więc nie wykluczam, że się jednak dam skusić. 

Podsumowując męczyłam się z tą książka dobre dwa tygodnie i nie spodziewałam się, że będzie aż tak bezpłciowa. Mam wielką nadzieję, że to prawda, że z każdym kolejnym tomem, Nesbø zwiększa formę.

Moja ocena: 3/6

Jo Nesbø, Der Fledermausmann, tł. Günther Frauenlob, 414 str., Ullstein 2009.

sobota, 14 maja 2016

"Feblik" Małgorzata Musierowicz


Wreszcie i do mnie dotarł Feblik, długo czekałam na tę książkę i niestety z głowy wypadła mi treść  poprzedniego tomu czyli Wnuczki do orzechów. Ogólne zarysy pamiętałam, nową bohaterkę także, ale już roku wydarzeń nie zapamiętałam i tym sposobem zaczynając lekturę najnowszego tomu miałam odczucie déjà-vu. Nawet zdążyłam się zdenerwować, że poprosiłam mamę o kupno książki, którą już mam. Dopiero gdy wyszukałam na półce Wnuczkę do orzechów i porównałam daty, zaskoczyłam, że Feblik jest niejako kontynuacją i uzupełnieniem poprzedniego tomu. 

U Borejków bowiem czas płynnie w innym wymiarze. Nadal panuje upalne lato roku 2013, a cała rodzinna niezmiennie okupuje wieś, a szczególnie dom Patrycji. Remont na Roosvelta wydaje się nie mieć końca, smród miasta jak straszył, tak straszy, a ckliwa idylla wielkopolskich wiosek nieustannie zachwyca Borejków. Wnuczka do orzechów okazała się być wybranką Józefa, bez dziewczyny nie mógł więc zostać jego odwieczny wróg Ignacy Grzegorz. Wstępujący w dorosłość, żyjący w kompletnym oderwaniu od rzeczywistości Ignacy trafia przypadkowo w autobusie na Agnieszkę, koleżankę z gimnazjum. Okazuje się, że owa głęboka przyjaźń, nie wiedzieć czemu kompletnie zamarła na czas liceum, tymczasem oboje siedzieli w jednej ławce i byli najlepszymi kompanami.  

Rodzina Agnieszki to absolutne przeciwieństwo zakochanych w sobie Borejków. Mottem przewodnim matki-alkoholiczki oraz despotycznej siostry jest nienawiść do mężczyzn, którą starają się zaszczepić w sercu najmłodszej w rodzie. W tej przedziwnej konstelacji Agnieszka jest jedyną osobą o trzeźwym umyśle. Na drugim biegunie poruszają się Borejkowie, niezmiennie pełni miłości, zrozumienia, dobroci, wyrozumiałości. Gdy o nich czytam, mam wyrzuty sumienia i poczucie życiowej porażki :P

Musierowicz nadal kreuje Ignacego na nadętego bufona, do tego zapatrzonego w siebie, który nawija tak porywająco, że książka telefoniczna przy nim to thriller. Chłopak ma zapewne zachwycać staropolską galanterią, a wychodzi na seksistę, który pomaga tylko kobietom wiotkim i mdlejącym. Przypadkowa dziewczyna o słusznej figurze opisana jest jak monstrum, nawet przyjemności zjedzenia loda się jej odmawia - bo jak to gruba i lód?! Denerwującym jest jego stereotypowe myślenie - kobiecie należy pomagać, nie można jej zostawić samej, a wręcz niańczyć niczym średniowieczną białogłowę. Nie będę wspominać nawet jak to nieporadnemu Ignasiowi wychodzi...

Załamana postawą matki i jej problemem alkoholowym Agnieszka zostaje utulona na kojącym łonie Borejków, a jej problem zbagatelizowany. Wszak miłość trwająca od kilku zaledwie dni leczy każdą ranę i jest tą do grobowej deski. Niegdyś ulubiona moja bohaterka - Ida - zamieniła się w niezrównoważoną i kompletnie niepoczytalną kobietę, która w wybrance Józefa widzi swoją przyszłą synową. Serio, w dziewczynie, która jeszcze nawet nie zaczęła studiów! W wakacyjnej miłości, olaboga. Nie będę już nawet wspominać jak niemal zmusiła męża do kupna rozwalającej się ruiny, kierując się tylko i wyłącznie aspektami romantycznymi.

Niechęć do świata, innych ludzi i mediów niezmiennie pozostaje tematem wiodących borejkowych rozmów - nie będę się powtarzać jak fanatycznie i żenująco to brzmi. 

Gdy udało mi się jakoś uciszyć wyrzuty sumienia i założyć, że obopólna miłość i zrozumienie panuje we wszystkich rodzinach, potrafiłam nawet rozerwać się podczas lektury Feblika. Okazało się, że podstawą jest traktowanie książek Musierowicz jak science-fiction i wszystko gra. Jest inny świat, idylla, kilka fajnych imion, dosyć szybko tocząca się akcja i można czytać :)

Moja ocena: 3,5/6

Małgorzata Musierowicz, Feblik, 256 str., Akapit-Press 2015.

czwartek, 12 maja 2016

Statystyka kwiecień 2016

Przeczytane książki: 11

Ilość stron: 

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 1
Książki w ramach wyzwania południowoamerykańskiego: 4
Książki w ramach wyzwania Czytamy Zolę: 0


Przeczytane tytuły: 

- "Trup z Nottingham" Sasza Hady
- "Na drugie Stanisław" Michał Ogórek, Jerzy Bralczyk
- "Rzecz o mych smutnych dziwkach" Gabriel García Márquez
- "Dzikie wybrzeże" John Gimlette
"Tajemnica Domów Helclów" Maryla Szymiczkowa
- "Preparator" Hubert Klimko-Dobrzaniecki
- "Stary Ekspress Patagoński" Paul Theroux
- "Portret w sepii" Isabel Allende
- "Lygi" Yrsa Sigurðardóttir
- "Kryzysowa narzeczona" Andrzej Mogielnicki
- "Feblik" Małgorzata Musierowicz

Najlepsza książka: "Preparator" Hubert Klimko-Dobrzaniecki

Ilość książek w stosie: 87

Statystyka marzec 2016

Przeczytane książki: 8

Ilość stron: 

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania południowoamerykańskiego: 1
Książki w ramach wyzwania Czytamy Zolę: 0

Ilość książek w stosie: 87

"Popcorn unterm Zuckerhut" Junge brasilianische Literatur


Bardzo cieszyłam się na ten zbiór brazylijskich opowiadań. Wyobrażałam sobie, że poznam jeszcze więcej literatury z tego kraju i liczyłam na to, że któreś z opowiadań zachwyci mnie na tyle, by poznać jego autora bliżej. Dwa miesiące po lekturze nie jestem w stanie przypomnieć sobie treści żadnego z nich. Początkowo sądziłam, że stało się tak, bo czytałam je na wyrywki w dość stresującym okresie, ale obawiam się, że chyba jednak żadne z nich nie było na tyle dobre/poruszające, by mnie zachwycić. 

Zbiór zawiera dwadzieścia tekstów, przeważnie bardzo krótkich, cała książka ma niewiele ponad sto stron! To zdecydowanie za mało, by bliżej poznać Brazylię i jej wielokulturowość. Wydawca postarał się, by wśród autorów znalazły się zarówno kobiety i mężczyźni, a przede wszystkim, by wszyscy byli stosunkowo młodzi. Z zamieszczonych na końcu książki krótkich biografii (świetny pomysł!) wynika, że niemal wszyscy urodzili się w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Nie tylko w kwestii autorów widać sporą różnorodność, same opowiadania także utrzymane są w odmiennej stylistyce - od melancholijnych po ironiczne czy wręcz wesołe. Mimo tej troski wydawcy o różnorodność, ja jej nie odkryłam, bardziej miałam wrażenie monotonii, przypadkowego zestawienia tekstów, których największą zaletą jest dbałość o warsztat pisarski. 

Myślę, że będę wracać do tych opowiadań, nie do całego zbioru ale do pojedynczych tekstów. Mam wrażenie, że taka lektura da mi możliwość lepszego poznania każdego z autorów. Czytanie jednym ciągiem kilkustronicowych opowiadań tak przeróżnych autorów zamazało ich indywidualizm.

Moja ocena: 3/6

Popcorn unterm Zuckerhut. Junge brasilianische Literatur, 142 str., Verlag Klaus Wagenbach 2013.

niedziela, 1 maja 2016

Stosikowe losowanie 5/16 - pary

Anna wybiera numer książki dla Marianny (w stosie 600 książek) - 3
Marianna wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 7 książek) - 5
Maniaczytania wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 118 książek) - 10
Guciamal wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 950 książek) - 450
ZwL wybiera numer książki dla Anny (w stosie 201 książek) - 187